poniedziałek, 30 grudnia 2013

Epilog cz.1

"I wish that I could give you what you deserve
Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
I know we won't find a love that's so true.
I gave you everything, baby, everything I had.
But that is the past now, we didn't last now
Guess that this is meant to be
Tell me was it worth it? We were so perfect
Baby I just want you to see
There's nothing like us, there's nothing like you and me."*

Zbliżająca się śmierć ukochanej osoby to coś nieuniknionego. Coś co trafia w ludzkie serce z największą siłą i odciskuje się największym piętnem.Boli jeszcze bardziej gdy musisz patrzeć na wyrysowany ból na twarzy tego jedynego....

Wróciliśmy z Robertem do Dortmundu, próbując żyć dalej jak gdyby nigdy nic. Cieszyliśmy się z tego co nam zostało. Tygodnie mijały nieubłaganie,a termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Kilka miesięcy zmieniło mnie w zupełnie inną osobę,podobnie jak Roberta. Mój narzeczony przyjmował leki,co jakiś czas jeździł do lekarza na wizyty,był pod pełną kontrolą, wszystko było na dobrym torze,już zaczęliśmy wierzyć,że może nam się udać,że zdołamy to pokonać. Do pewnego wieczora.
Od kilku miesięcy każdy sobotni wieczór spędzaliśmy w domu,ten także. Leżeliśmy na naszym ulubionym narożniku,co chwile śmiejąc się przy ulubionej komedii. Wyszłam na chwile do kuchni.Kiedy wróciłam zastałam go nieprzytomnego i już wtedy wiedziałam,że zbliża się koniec.
Kiedy dojechałam do szpitala, na miejscu zastałam już Marco. Rzuciliśmy się sobie w ramiona,zdenerwowani,smutni i przerażeni. Nie mieliśmy zielonego pojęcia jaki jest stan Roberta,a ja cały czas odkąd tylko go znalazłam nie przestawałam płakać.Dotarło do mnie, że w razie śmierci Roberta tylko jedna osoba poczuje się nieodwracalnie skrzywdzona. Tą osobę będę ja.

Mijały kolejne godziny, a ja nadal nie wiedziałam nic o stanie Roberta. Podsłuchałam rozmowę lekarzy, którzy mówili,że to naprawdę ciężki przypadek i nadal nie wiadomo kiedy pacjent się wybudzi o ile kiedykolwiek się obudzi. Pomimo sprzeciwów Reusa, noc spędziłam na szpitalnym krzesłku nadal czekając na jakieś nowe wieści.
Tak też mijały kolejne dni,a jedyne co wiedziałam od lekarzy,to to,że są naprawdę małe szanse na to,że mój narzeczony się wybudzi. Ale ja nadal w to wierzyłam. Robiłam to, czego przez cały ten czas uczył mnie robić. Cały czas powtarzał mi,że kiedy z nim będzie gorzej ja muszę wierzyć, nie mogę się poddawać i muszę walczyć za nas obojga, dla naszych dzieci. Mówił,że mam być silna, silna dla niego przede wszystkim. 
Na początku dawałam radę. Myślałam,że to tylko kwestia kilku dni i wszystko,całe nasze życie znowu powróci do normalności. Ale kiedy mijały kolejne tygodnie,moja wiara w to coraz bardziej się ulatniała. Zaczęło go braknąć wtedy kiedy potrzebowałam go najbardziej. Marco próbował zastąpić jego miejsce,pomagając mi jak tylko mógł,ale to nadal nie było to. Ciężko mi było kłaść się do naszego wspólnego łóżka i zasypiając bez jego buziaka w czoło i cicho wyszeptanym "Kocham Cię."
Każda sekunda,każda minuta bez jego głosu,bez jego wzroku i wspaniałych niebieskich tęczówek tworzyła w moim sercu coraz większą ranę.

Kolejny raz,kolejny dzień siedziałam przy jego łóżku. Jego ciało owinięte bielą sprawiało wrażenie małego,niewinnego chłopczyka jakiego tak naprawdę w sobie krył. Cały czas trzymałam jego prawą dłoń, co jakiś czas muskając jego jedwabiście gładką skórą moją twarz. Już nie płaczę, nauczyłam się nie płakać,kryć to w sobie.
Teraz tylko do niego mówię. O wszystkim. O wynikach meczów, o nowościach motoryzacyjnych, o których kochał czytać co sobotę, o każdym kopnięciu naszych bobasków, nawet o pogodzie. Mówię mu jak bardzo za nim tęsknię i jak bardzo go kocham.
-Wiesz Robert, nigdy nie podejrzewałabym,że nasza znajomość właśnie tak będzie wyglądała. Gdy wtedy pierwszy raz Cie zobaczyłam to aż oniemiałam. Byłeś idealny w każdym najmniejszym calu,byłeś kimś o kim nawet nigdy nie śniłabym marzyć. Plułam sobie w brodę kiedy leciałam samolotem do Poznania. Przez cały tamten czas nie potrafiłam sobie tego wybaczyć. Ale kiedy już wróciłam do Dortmundu, stałeś się centrum mojego wszechświata, moim własnym aniołem stróżem. Było ciężko, oboje o tym wiemy, ale pomyśl o tym jak bardzo nas to umocniło, uświadomiliśmy sobie, że tak naprawdę nie potrafimy bez siebie żyć, gdyby nie to wszystko to kto wie, może by mnie tu teraz nie było z tobą? A pamiętasz tamten mecz gdy nie byliśmy jeszcze razem, a ty pocałowałeś mnie przy tych wszystkich dziennikarzach? Byłam na Ciebie niesamowicie wściekła, ale już wtedy się w Tobie zakochiwałam. Albo pamiętasz gdy w rocznice ślubu Kuby i Agaty, Mario zaprosił mnie do tańca? Aż poczerwieniałeś z zazdrości.-zaśmiałam się na samo wspomnienie tamtych chwil.- Ale to i tak nie było wszystko. Pamiętasz wakacje na Krecie z Sandrą i Wojtkiem? Naszą pierwszą wspólną noc i... to jak pobiłeś tamtego faceta w klubie? Pomimo,że skończyło się na tym,że miałeś rozciętą wargę to i tak bardzo mi tym wtedy zaimponowałeś.
A teraz? Moje oddechy nie mają bez Ciebie najmniejszego sensu. Nie mogę poczuć naturalnego ciepła twojej skóry,nie mogę poczuć tego jak mnie obejmujesz, całujesz w czoło na dobranoc i wtedy gdy tak bardzo bałam się oglądając z Tobą te nieszczęsne horrory. Nie czuję nic,prócz tego,że jesteś,ale tak jakby Cie nie było. I to jest w tym wszystkim najgorsze,wiesz? Najgorsze jest to,że pomimo,że do Ciebie mówię to ty i tak mi nie odpowiesz. Ale Robert dasz radę,damy radę oboje. Wyjdziesz z tego. I wierzę w Ciebie, wierzę w nasze szczęście, nawet jeśli ty sam w siebie nie wierzysz, to ja wiem,że masz w sobie siłę,dzięki której wyjdziesz z tego. Jesteś Robert Lewandowski i nigdy się nie poddajesz, pamiętasz?

Po kolejnych kilku tygodniach, Robert nadal był nieprzytomny, a u mnie zaczęły pojawiać się skurcze przedporodowe. Na sali przy porodzie nie było ze mną Roberta, był za to Marco, który dzielnie cały czas ściskał mnie za rękę i powtarzał, że wszystko będzie dobrze chociaż widziałam w jego oczach przerażenie całą tą sytuacją. 6 grudnia o godzinie 6:15 na świat przyszli kolejni Lewandowscy. Łukasz Lewandowski i Julia Lewandowska. Podczas porodu dowiedziałam się, że Robert się obudził. Po porodzie byłam niezwykle słaba, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli nie teraz to nigdy. Kiedy weszłam do jego sali momentalnie mi ulżyło. Znowu mogłam spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, poczuć jego usta na mojej skórze. Gdy tylko zobaczył nasze maleństwa rozpłakał się. Znowu był tym małym, niewinnym chłopczykiem. 
-Kocham Cie, kocham was wszystkich najbardziej na świecie.-wyszeptał, nie miał siły wydusić z siebie ani jednego słowa,a moje serce łamało się na miliony kawałeczków. Widok Roberta z naszymi maleństwami na rękach,była zdecydowanie najwspanialszą chwilą w moim,a właściwie naszym życiu. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w  jego oczy, by odnaleźć siłę i nadzieję na każdy nadchodzący dzień. Moje ciało otulał chłód, gdy widziałam jak bardzo Robert walczy ze samym sobą widząc nasze maleństwa Walczył ze swoim złym stanem,z tym jaki był słaby i chociaż starał się tego nie okazywać ja i tak to widziałam. Znałam go aż za dobrze. Pewnego razu rozmawialiśmy o przyszłości, czułam, że właściwie to rzucanie słów na wiatr, ale starałam się w to wierzyć najmocniej jak mogłam.
-Kochanie,wszystko co się liczy jest tu i teraz. Nie myślmy o przyszłości bo jeszcze nas to zgubi.-powiedział i miał racje. Kilka dni później znowu zapadł w śpiączkę.
Dziękowałam zarówno Bogu jak i samemu Marco za to,że cały czas był ze mną. Niezależnie od sytuacji, był przy mnie cały czas. Wtedy gdy dowiedziałam się o śpiączce Roberta także. Nie potrafiłam ukrywać już łez. Bo przecież jak ma czuć się człowiek,który wierząc w lepsze jutro,znowu traci niemalże wszystko? To tak jakbym ułożyła swoją wieżę z kart, a ona znowu w kółko i w kółko upadała,bo nie ma wystarczająco sił by ustać.
-Jestem już zmęczona tym wszystkim Marco, przestaję wierzyć,że to kiedykolwiek się skończy.
-Nie możesz przestać wierzyć, nie teraz. Monika, to właśnie tego Robert chciał uniknąć, nie chciał żebyś cierpiała,żebyś musiała na to wszystko patrzeć.
-Ale ja nie żałuję,że tu jestem. Po prostu chciałabym cofnąć czas,zmienić bieg wydarzeń,żeby nigdy do tego nie doszło. Chciałabym  powrócić do tych chwil, kiedy w letnim popołudniu przytulałam się do jego nagrzanego od słońca torsu. kiedy chowając nos w zagłębienie między jego obojczykami czułam się najszczęśliwszą kobietą na Ziemi.
-Jeszcze wszystko skończy się tak jak sobie to wymarzysz,zobaczysz. Tak skonstruowane jest życie.
___________________________________________________________________
Wracam do was z przedostatnim rozdziałem. Nie chciałam, żeby epilog był długi i męczący dlatego postanowiłam podzielić go na dwie części,żeby wam też dać z tego trochę radości. Przepraszam,że tak dawno mnie nie było,ale kompletnie nie potrafiłam się skupić na tym co mam napisać pomimo wielu prób zrobienia tego, nadal nic nie wychodziło. Natomiast dzisiaj (30 grudnia) jest równy rok odkąd założyłam bloga i jest to dla mnie dosyć sentymentalna data, dlatego nie mogłam się powstrzymać,żeby czegoś nie dodać :)
Część druga Epilogu, pojawi się niedługo po nowym roku,postaram się oczywiście dokończyć go jak najszybciej. Wam Życzę przede wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku,żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia,to co sobie wyśnicie i przede wszystkim dużo zdrowia,pomyślności, wspaniałych wspomnień,równie wspaniałych przyjaciół bo to oni są w życiu najważniejsi i dużo dużo miłości! :**
Oczywiście po tym opowiadaniu nie zostawiam was z niczym,wrócę do http://cant-forget-this-love.blogspot.com/  w już niedługo mam zamiar zacząć coś nowego, tylko,że nie ciągłą historie a jednopartówki. Widzimy się za kilka dni i jeszcze raz wszystkiego dobrego!