środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 28 'Wycieczka do..no właśnie,dokąd?'


On jest moim wszystkim.
Bez niego nic nie ma sensu.

***

Maj.Od zawsze lubiłem ten miesiąc.Nie tylko ze względu na piłkarskie finały,ale głównie ze względu na coroczne przedwakacyjne wyjazdy.Zaraził mnie tym mój tata,a gdy zmarł postanowiłem kontynuować naszą 'tradycje'.Pomimo ostatnich komplikacji,po których już tak naprawdę nie ma śladu,w tym roku także postanowiłem wyjechać. Gdzie,kiedy i z kim? Wszystko sie okaże.

***

I znowu jest jak w raju.Obudziłam się w sypialni Lewandowskiego z głową na jego piersi. Po cudownie spędzonej nocy przyszła szara rzeczywistość,a dokładniej najpierw zajęcia na uczelni,a później kilka godzin spędzonych w biurze. Otworzyłam oczy,a przez ogromne okno wdawały sie promienie słońca lekko podkreślając bladość mojej skóry.Przeciągnęłam się i usłyszałam głos mojego ukochanego:
-No w końcu.Już myślałem,że sie nie obudzisz.-powiedział i zaczął całować moją szyje.
- Przecież mogłeś mnie obudzić...
-Nie miałem serca, za słodko wyglądasz jak śpisz.-odpowiedział i uśmiechnął sie promiennie.
-Ojeju,jakiś ty kochany.-obdarowałam go całusem.Jednym,drugim a potem następnym i następnym.
Nasze pocałunki stawały sie coraz bardziej zachłanne.
-Powtarzamy wczorajszą noc?-spytał Robert pomiędzy pocałunkami, jednocześnie dobierając sie do mojej koszulki. Nagle rozbrzmiał mój budzik.
-Może wieczorkiem.-Lewus nie ustępował i nadal całował moją szyje.
-No prosze,kochanie. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o dzieciach? Może teraz jest idealna okazja?-spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.Trudno było nie odwzajemnić tego uśmiechu,więc także się uśmiechnęłam.
-Misiek urodzę Ci całą drużynę piłkarską, no może prócz bramkarza,ale pozwól wyjść mi z łóżka.-mój mężczyzna wybuchnął śmiechem,a ja chcąc go przekonać do puszczenia mnie dałam mu buziaka,ale Robert zamiast mnie puścić to przytulił sie do mnie jeszcze bardziej.Mądre Jaworska.
-Okej, trzymam Cie za słowo. Ale dlaczego akurat prócz bramkarza? Małych Lewandowskich nigdy za wiele!
-Tutaj damy pole do popisu Wojtkowi i Sandrze.-cały poranek z uśmiechem na twarzy zapowiadał wspaniały dzień.Lewus znowu wybuchnął śmiechem,po czym zaczął turlać sie oczywiście ze śmiechu po swoim ogromnym łóżku,dzięki czemu mi udało się uciec i uszykować do pracy.

Po dosyć luźnych zajęciach na uczelni i kilku strasznych godzinach w pracy,jedyne o czym marzyłam to gorąca herbata, wygodne łóżko i ramie mojego ukochanego. Wyszłam z biurowca,a pod budynkiem stało czarne Audi i oparty o nie przystojniak. Kim był ten przystojniak? Chyba nie trudno odgadnąć.
Podeszłam do niego i obdarowałam go gorącym pocałunkiem. 
-Co Cie naszło,że przyjechałeś po mnie do pracy?-spytałam nie kryjąc zdziwienia.
-A to jeszcze sie okaże.-odpowiedział z zawadiackim uśmieszkiem.
-Planujesz coś?
-Cierpliwości kochanie,cierpliwości.

Uparty Lewandowski za żadne skarby nie chciał powiedzieć gdzie jedziemy.Zdziwiłam się jednak kiedy zobaczyłam,że wjeżdżamy na Dortmundzkie lotnisko.
-Robert co ty kombinujesz?-spytałam,przerażona? Tak,chyba tak,ale także zdziwiona i może lekko rozbawiona.
-Nic takiego.Zobaczysz.-zaparkowaliśmy pod lotniskiem.Lewy wysiadł z samochodu i zaczął wyciągać walizki! Skąd on do cholery ma te walizki? Wiedząc,że i tak nie powie mi co kombinuje, po prostu za nim poszłam.

Po kilku godzinach lotu,wylądowaliśmy. Gdzie? W Paryżu! Zarówno na lotnisku jak i w taksówce zadawałam kolejne pytania,ale szanowny pan Robert Lewandowski na żadne z nich mi nie odpowiedział.Wysiedliśmy pod dobrze znanym mi paryskim hotelem. Za każdym razem kiedy przyjeżdżałam tu w sprawach zawodowych zatrzymywałam się właśnie w tym hotelu.
Weszliśmy do pokoju 217 i Lewy od razu zaciągnął mnie na balkon.
-I jesteśmy na miejscu!-Robert teatralnie rozłożył ręce,a za nim rozchodziła sie piękna panorama Paryża.Byłam tu już wiele razy,ale nigdy nie patrzyłam na to miejsce w taki właśnie sposób. Chyba nie bez powodu nazywane jest miastem zakochanych.
A teraz jestem właśnie tu, na szóstym piętrze hotelu,naprzeciwko wieży Eiffla z mężczyzną,bez którego nie wyobrażam sobie życia. Byłabym głupia mówiąc,że jest idealnie. Tego wszystkiego nie da się tak po prostu opisać słowami.
-Nie wiem co mam powiedzieć.Pięknie to za mało powiedziane.Dziękuję.-powiedziałam i rzuciłam mu się na szyje,obdarowując go pocałunkami.
-Za co dziękujesz? Przecież nie za bardzo ma za co..
-Jak to nie? Dziękuję Ci za wszystko. Nie tylko za tą wspaniałą niezapowiedzianą wycieczke. Głównie za to,że po prostu jesteś. Za to,że mnie kochasz,za to,że cie poznałam i nie zrezygnowałeś ze mnie ot tak. Kocham Cie.
-Ja Ciebie też.-nasze usta ponownie złączyły sie w pocałunku. Wyjątkowo magicznym. Nasze usta spoiły się na tle pięknego krajobrazu Paryża z jasno świecącym księżycem. Atmosfera była wyjątkowa i pocałunek także.
-Ale z jakiej to okazji?-spytałam.
-Dzisiaj mija równy rok od naszego pierwszego pocałunku.-oczy mi się zaszklily i znowu nie wiedziałam co mam powiedzieć.Przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam po czym ucałowałam go w policzek.-Ale to nie wszystko.-kontynuował.-Mam jeszcze jedną niespodziankę. Obróć sie i zamknij oczy.
Zrobiłam jak kazał. Obróciłam się, nie zamykałam jednak oczu.Nie potrafiłam,mając cały Paryż u swych stóp.Momentalnie na swojej szyi poczułam coś chłodnego.Odwróciłam się przodem do mojego lubego i spojrzałam na swój dekolt,na którym wisiał piękny,srebrny łańcuszek z małą literką 'R'.
-To tak na wszelki wypadek. Żebyś zawsze o mnie pamiętała i żeby zawsze jakaś mała cząstka mnie była obok Ciebie.
-Jest piękny dziękuję.-Popłakałam się,a Lewy przytulił mnie swoimi silnymi ramionami.
-Kocham Cie.
-Ja Ciebie też,Robert.

Po naszym miłosnym wyznaniu z racji iż był środek nocy poszliśmy do łóżka i miło spędziliśmy reszte nocy.
Tak naprawdę to dopiero teraz,po blisko pięciu miesiącach zrozumiałam,że rzeczywiście nie wyobrażam sobie życia bez Roberta. Nie wyobrażam sobie nie zasypiać u jego boku i budzić się obok jego uśmiechniętej twarzy.Jest moim wszystkim.Życiem,powietrzem,miłością a przede wszystkim przyjacielem. Kocham go.Kocham mojego czasem cichego,czasem denerwującego,ale zawsze kochanego Roberta Lewandowskiego.

_____________________________________________________________________________
Witam dziewczęta!
Na sam początek mam dla was złą wiadomość. Z racji głównie tego,że zbliżają się wakacje chcę znieść zasade 'Rozdział co środe.'. Jest to dla mnie dosyć spore utrudnienie już teraz a co dopiero w wakacje. Bedą wyjazdy więc będę miała czasu na pisanie rozdziałów w zeszycie,a co dopiero tutaj skoro nie zawsze będę miała dostęp do mojego laptopa czy internetu. Nie wiem czy powrócę do tej zasady. Jest to dla mnie dosyć spore utrudnienie, czuję przez to straszną presję przez co też czasami trudno napisać mi kolejny rozdział.Mam nadzieję,że to mi wybaczycie,a rozdział wam się podoba. Oczywiście! Nie będę was zostawiać bez rozdziału na miesiąc czy więcej,ale myślę,że jakoś raz na dwa tygodnie byłoby odpowiednie. I teraz najważniejsze!! Szukam osoby,która byłaby w stanie zrobić mi nagłówek.Nie do tego a innego opowiadania,które planuje. Nie musi to być jakiś bardzo sprecyzowany nagłówek,ale żeby wygladał profesjonalnie.Jeżeli jest ktoś taki to piszcie albo pod komentarzami,albo na moje gg,które znajdziecie w zakładce 'o mnie'. trzymajcie się cieplutko i życzę miłych wakacji no i pogody oczywiście. buźka! :*

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 27. 'Witamy z powrotem! '

Jak zawsze o tej porze wracałem do domu z siłowni.Był późny wieczór,więc na ulicach właściwie zero ruchu.Mijały mnie jedynie pojedyńcze samochody.Pomyślałem,że się trochę rozluźnie i pośmigam po ulicach nia patrząc na szybkościomierz.Docisnąłem pedał gazu i w końcu czułem się jak ryba w wodzie. Podczas jazdy samochodem podobnie jak w życiu czy na boisku, nie lubiłem ograniczeń..Wskazówka na szybkościomierzu pokazywała 230 km/h i wtedy minął mnie jakiś samochód! O dziwo,znajomy samochód! Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to,że chwile później ten sam samochód zajechał mi droge!
Próbowałem go wyminąć, nie dałem rady. Potem był już tylko straszny ból,ciemność i pojedyńcze głosy,które co jakiś czas wymawiały moje imie.

                                                                             ***

Minęło kilka dni.Robert nadal nie wybudzał się z narkozy po operacji.Co prawda jego stan był stabilny,ale nie zmieniało to faktu,że się bałam. Strasznie się bałam.Wzięłam wolne w pracy.Szpital stał się moim drugim domem.Byłam tu od wczesnego poranka do póżnego wieczora kiedy tylko trwały odwiedziny.Zdarzało się nawet,że zostawałam na całe noce.Czas tutaj spędzałam na zmiane,albo na małym,plastikowym krzesełku pod salą ,albo na takim samym krzesełku  obok łóżka Roberta. Pani Lewandowska właśnie wyszła ze szpitala pójść do domu Lewego troche sie przespać,a BVB ma trening więc żadnefo z chłopaków też tu nie ma.Znowu siedziałam na tym nieszczęsnym krzesełku.Palce miałam wplecione w dłonie Roberta.Oczy powoli mi się zamykały,byłam potwornie zmęczona.Mimo woli położyłam głowe na udzie Roberta.
-M..Monika?-usłyszałam osłabiony głos.
-Kochanie jestem obok.Wszystko bedzie dobrze.-Mówiłam przez łzy. Robert,mój Robert się wybudził!
-Proszę cię,nie płacz...Wiesz,że nienawidzę gdy przeze mnie płaczesz....-Dziękowałam Bogu za to,że Robert znowu jest obok mnie.Pocałowałam go w dłoń.
-Przepraszam,ale nie potrafie nie płakać.Nawet nie wiesz ile czekałam aż sie wybudzisz.
-Czyli już mnie nie nienawidzisz?-spytał.
-A czy ja cie kiedykolwiek nienawidziłam? Kiedy w końcu pojmiesz,że kocham Cie nad życie i nie potrafie bez Ciebie żyć,głupku.Ta cała nasza kłótnia to było naprawdę najgłupsze co mogliśmy zrobić.
-Trudno sie z tym nie zgodzić,ale pocałuj mnie.Błagam.-powiedział,a ja zrobiłam co chciał.Nie wierzyłam,że znowu mogę czuć jego wargi na moich ustach.Ponownie staliśmy się jednością.Poddałam się tej chwili,nie mogąc jednak cały czas zapomnieć o nodze Roberta.
-Jesteś sama?-zapytał po tym jak delikatnie się od niego odsunęłam.
-Tak,chłopcy w końcu poszli na trening, twoja mama pojechała do Ciebie do domu sie zdrzemnąć a Milena musiała wrócić do Warszawy...
-Czyli poznałaś już moją mame?-spytał niepewnie,lekko zdziwiony.No właśnie.Dziwnie niepewnie. Czy on wie o czymś o czym nie wiem ja?
-Oczywiście,że ją poznałam. Tej samej nocy kiedy Cie tu przywieziono. I muszę przyznać,że masz bardzo miłą mame. Naprawdę,świetna kobieta. Szkoda tylko,że poznałyśmy się w takich a nie innych okolicznościach.
-Naprawdę?-i znowu to zdziwienie! O nie Lewandowski tak sie nie bawimy!
-Co wiesz i dlaczego mi o tym nie mówisz?
-Ja nic nie wiem.-zaczął uciekać wzrokiem.Głupek jednak coś wie!
-Lewandowski mów co wiesz!
-Nie no dziwię się trochę.Nie mówiłem Ci tego,ale moja mama była dosyć długo przeciwna naszemu związkowi.Początkowo doczepiła sie tego,że jesteś kilka lat młodsza,ale jak jej wytłumaczyłem jaka jesteś naprawdę to i tak zawsze znalazła jakieś 'ale'. Ale wiedziałem,że chodzi jej tylko i wyłącznie o to,żebym wrócił do Anki,w którą była wręcz zapatrzona.Ale moja mama nie znała prawdziwej Ani.A na tobie poznała sie widocznie od razu,tym bardziej biorąc pod uwagę to w jakiej sytuaji sie poznałyście.Ale zmieńmy temat.Ważne,że sie dogadujecie.

Wtedy do sali wszedł lekarz.Zapewne dostał wiadomość,że pacjent ze sali 107 sie wybudził. No i stanie sie.Doktor zapewne przyszedł powiadomić Roberta o  komplikacjach z jego nogą.
-Witamy z powrotem panie Lewandowski. Jak sie pan czuje? Jest dobrze? Z resztą o co ja pytam! Jak obok taka piękna kobieta to grzechem byłoby czuć sie źle.-Wszyscy sie zaśmialiśmy.Z tego doktora był naprawde przesympatyczny facet!
-Rzeczywiście,ale trudno przy takiej kobiecie nie zgrzeszyć.-Lewy sie wyszczerzył, lekarz zaczął chichotać a Jaworska sie zarumieniła. Super.Naprawde super.
-Dobrze panie Lewandowski żarty żartami,ale niestety nie mam dobrej wiadomości.

Pan Darkus próbował powiedzieć to jak najdelikatniej mógł. Lewemu mina zrzedła.Wiedział,że coś jest nie tak. Nie wiedział jedynie,że jest aż tak źle.Lekarz powiedział o nodze Lewandowskiemu. Serce mi pękało kiedy zobaczyłam na jego twarzy grymas,a w oczach ból. Ogromny ból.
Piłka nożna jest dla niego wszystkim. Pracą,pasją,przeszłością,przyszłościa. Kiedy zmarł tata Roberta to na niej mógł wyładować wszystkie emocje,a teraz Bóg chce mu zabrać także to?
-Nie poddam sie tak łatwo...-powiedział cicho.
-Panie Robercie zrobimy wszystko co w naszej mocy.Obiecuję.-odpowiedział doktor Darkus.
Lekarz wyszedł a ja ponownie usiadłam na krzesełku obok Roberta. Chwyciłam jego dłoń i oboje milczeliśmy. Kompletnie nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.Nie chciałam go pociesza bo wiem,że tego nie lubi.Siedział na łóżku,a ja zmieniłam miejsce i usadowiłam sie obok niego.Wtulał sie w moją pierś,a ja głaskałam jego czarne włosy.
-Nie poddam się tak łatwo.Zobaszysz, będę grał w najlepszym klubie świata,będę mistrzem napastników, wygram Lige Mistrzów z Borussią i zacznę osiągać sukcesy z reprezentacją.Muszę.Muszę te zrobić.
-Przezwyciężymy to.Razem.Obiecuje kochanie.-powiedziałam i pocałowałam go czubek głowy.
Wiedziałam,że przed nami trudny czas.Jedynym plusem w całej tej sytuacji jest jedynie to,że znowu jesteśmy razem i wszystko to mozemy przezwyciężyć wspólnie.Nie poddam się.Zrobię wszystko żeby Robert znowu był zdrowy i mógł dalej grać.Nie mogę go zostawić.Nawet nie potrafie,a tym bardziej nie chcę.

***

Ostatnie kilka tygodni było bardzo trudne.Robert cały ten czas przeleżał w szpitalu,czekając na operacje.Strach zjadał nas od środka.Strasznie baliśmy sie,że coś może pójść nie tak i Robert już nigdy nie będzie mógł grać,albo nawet chodzić.Mieliśmy ogromne wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Miło było wiedzieć,że nawet w takiej sytuacji zawsze mamy na kim polegać.Cała Borussia przyjeżdżała do nas do szpitala w odwiedziny,ale to głównie Mario i Marco z Kubą i Łukaszem wspierali nas najbardziej.

Jak sie wkrótce okazało cały strach związany z operacją był niepotrzebny.Zabieg przebiegł pomyślnie bez żadnych komplikacji. Nogę Lewego udało sie uratować i jego zdrowiu nic już nie zagraża.Nasze życie znowu powróciło na dobry tor,a jedynym naszym zmartwieniem było jedynie to kto chciał śmierci mojego ukochanego i spowodował ten wypadek.Lewy mówił,że dobrze znał ten samochód,ale za chiny nie mógł go do żadnej ze znajomych osób dopasować.Mi jednak słowa Robcia utkwiły w pamięci i zaczęłam podejrzewać kto to taki mógł spowodować to wszystko.Nie  chciałam jednak wkurzać Roberta więc nie powiedziałam mu o swoich podejrzeniach. Przez ten czas wiele sie zmeiniło.Ja i Robert w końcu co siebie wróciliśmy,Natalia i Mario oficjalnie ogłosili,że są parą.A do Dortmundu przylecieli moi rodzice i mama Roberta,którzy w końcu mieli okazje sie poznać.Muszę przyznać,że oboje z Robertem denerwowaliśmy się przed tym spotkaniem. Jak się okazało-niepotrzebnie. Nasze rodziny bardzo sie polubiły. A z racji tego,że świetnie sie dogadywali umówili sie nawet na kolejne spotkanie,w Polsce! Miło było odczuć,że w końcu po kilku miesiącach moje życie znowu wygląda tak jak dawniej. Znowu jest idealnie. Między Robertem a mną nigdy tak naprawdę nie było lepiej jak jest teraz. Czas,który spędziliśmy osobno można nawet powiedzieć,że zrobił nam dobrze. Pokazał nam jak bardzo sie kochamy i że tak naprawde nie potrafimy bez siebie żyć.Na dodatek mamy wspaniałych przyjaciół i rodzine,która w pełni zaakceptowała nasz związek. Ostatnie kilka tygodni pomimo małych przeciwności możemy ocenić na wielką 5 z plusem!

____________________________________________________________________________
Już jestem, powróciłam! nawet nie macie pojęcia jak sie stęsknilam za tym wszystkim :)
bardzo przyzywczailam się do tego bloga i do was przez te 6 miesiecy i ciezko bylo tu nie zagladac tak czesto czy czegos nie napisać.
Powiem szczerze,ze ten rozdział miał być epilogiem i konczyć calą ta historię,ale nie potrafiłam zakończyć tego teraz i to w taki sposób. Ciezko bylo nie brac nad ranem czy późnym wieczorem długopisu i zeszytu do ręki i czegos nie napisać. Także mam nadzieje,że sie cieszycie :)
Uaktualniłam zakladke 'bohaterowie' gdzie pojawily sie 3 postacie. jeżeli chcecie wiedzieć co u mnie na bieżąco albo piszcie na gadu gadu,albo zapraszam na mojego twittera.
trzymajcie się i widzimy sie za tydzień, buziaki! :*
a tak wgl,jakie zamieszanie ze ślubem Lewego.xd masakra, w sumie to nie moge sie doczekać, jestem ciekawa jak beda wyglądali no i na slubie będzie Peszko,co lepsze bedzie świadkiem! Lechitki wiedzą o co chodzi i dlaczego sie tym jaram. dobra nie rozpisuje sie, buźka!:*

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 26 'Jestem dziewczyną Roberta Lewandowskiego.'

Środek nocy.Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.Spojrzałam na zegarek,była 4:46. Spojrzałam na ekran telefonu,na którym widniał napis 'Dzwoni"Marco! :)'
-Marco,czego chcesz o tej godzinie?-spytałam jednocześnie wkurzonym i zaspanym głosem.
-Monika,Robert miał wypadek i leży w szpitalu przy ulicy Marii Magdaleny 17!
-Coo?! Jezu jak to ?! Już jade!

Jak to Robert jest w szpitalu?! Jaki wypadek ?! Jeśli jest mu coś poważnego i może tego nie przeżyć....nie wybaczę sobię tego.Nie chcę nawet dopuszczać do siebie takiej myśli..Szybko zarzuciłam na siebie dżinsy,białe trampki i sweter.Włosy związałam w kitkę i nic nie mówiąc Natalii, chwyciłam kluczyki i z piskiem opon ruszyłam w stronę szpitala.Wbiegłam do budynku,do którego przywieźli Roberta.
-Przepraszam,przywieziono tu może Roberta Lewandowskiego?-spytałam.
-A jest pani kimś z rodziny?-no tak mogłam się spodziewać tego pytania.
-Tak...Jestem jego dziewczyną.-zawachałam się,ale odpowiedziałam.
-Pan Lewandowski jest właśnie operowany.Jesgo stan jest bardzo ciężki,ale lekarze robią co mogą aby uratować jego życie.A reszta członków rodziny czeka pod salą 107 na 2 piętrze.
-Dobrze,dziękuję.

Wzięłam nogi za pas i nie tracąc czasu pobiegłam na drugie piętro schodami,nie marnując czasu czekając na winde. Pod salą 107 zastałam zapłakaną panią Iwonę-mame Roberta i jego siostrę Milene,a także Marco i Mario.
Przyjaciele Roberta jak tylko mnie zobaczyli od razu do mnie podbiegli i mocno przytulili.Było po nich widać,że płakali.Ich czerwone policzki i podkrążone oczy nie były przypadkowe.Ja także się rozpłakałam. Po chwili jednak odsunęłam się od nich i poszłam do pań Lewandowskich się przedstawić.
-Dzieńdobry,nazywam się Monika Jaworska,a pani zapewne jest mamą Roberta...-wystawiłam do niej dłoń,a ona wstała i mnie przytuliła.Nie spodziewałam się takiej reakcji,ale nie przeszkadzało mi to,wręcz przeciwnie.Rozpłakałyśmy się obie jeszcze bardziej.Najważniejsza dla nas osoba leży na stole operacyjnym i walczy o życie.Jak Bóg może nas tak karać?

Poznałam także Milene.
-Co się tak w ogóle stało i co z nim?
Mama Roberta ponownie zalała się łzami.Mario wziął mnie za rękę i zaprowadził na bok.
-Robert....wracał samochodem,niewiadomo czy był pijany,czy trzeźwy.Miał poważny wypadek,ale wiesz jak to on. Lubił szybko jeździć.Może stracił panowanie nad kierownicą.-łamał mu się głos.Pierwszy raz widziałam go takiego.To nie był ten sam Mario,którego znałam do tej pory.Tamten zawsze udawał bezuczuciowego kobieciarza,ale dla tego Mario najważniejsza była miłość.Miłość,którą darzył Lewandowskiego.-I dachował...Wezwano mnie na miejsce wypadku.To co tam zobaczyłem to coś strasznego..Z samochodu nic nie zostało.Możemy tylko dziękować Bogu,że Lewy przeżył.
-Ale co z nim? Jaki jest jego stan? Wyjdzie z tego?
-Nie wiemy...Narazie go operują.-I znowu zalałam się łzami.Tym razem wspólnie z Mario.
On nie może mnie zostawić.Nie może tak po prostu odejść,umrzeć. Za bardzo go kocham,za bardzo go potrzebuję. Już dawno mu wybaczyłam. Mieliśmy tyle planów do spełnienia.. Duży dom na obrzeżach Dortmundu,dwójka dzieci.Najlepiej chłopiec,który poszedłby w ślady Roberta, i dziewczynka,ukochana córeczka tatusia.Zakochani,rozwijający swoją karierę-my i pies do kompletu.Pamiętam,dokładnie pamiętam gdy z Lewym omawialiśmy każdy szczegół naszej wspólnej przyszłości.Wspominając to wszystko,uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.Uświadomiłam sobie,że jeśli na sali operacyjnej coś pójdzie nie tak,stracę go. Na zawsze. Nie na chwilę, przez pryzmat rozstania.Zaczęłam żałować.Tak strasznie żałować,że wtedy wyjechałam,że w ogóle poszłam z nim na tamtą imprezę.Żałowałam,że byłam tak strasznie głupia i nie zważałam na to jak bardzo ranię Lewego.

Czas dłużył nam się niesamowicie.To wyczekiwanie,niepewność i wyczuwalny w powietrzu ból,smutek,złość,miłość do niego wszystko się ze sobą mieszało i tworzyło mieszankę wybuchową.
-Ile jeszcze można czekać w takiej niepewności? -wstałam ze szpitalnego krzesłka i zaczęłam krążyć nerwowo w tę i z powrotem.
-Nie denerwuj się, wszystko będzie w porządku,zobaczysz.-odpowiedział mi Goetze.

Już miałam nakrzyczeć na Goetzego,jak on może tak mówić? W końcu na korytarzu pojawił się lekarz.
-Witam,państwo są wszyscy rodziną pana Lewandowskiego?
-Tak,tak.-odpowiedziała pani Iwona.
-A więc mam i dobrą i złą wiadomość.....ale zacznę od dobrej.Operacja przeszła po naszej myśli.Stan pana Roberta jest dużo lepszy.No i na złą wiadomość prosiłbym do siebie do gabinetu najbliższą osobę z otoczenia pana Lewandowskiego.Aha, i tylko jedna osoba może narazie wejść do pacjenta.
Spojrzeliśmy na siebie.Kamień spadł mi z serca,że stan Roberta się polepszył.Ale co ze złą wiadomością?
-To może ja pójdę z panem doktorem,a Monika ty idź do Roberta.-ciszę w końcu przerwała pani Iwona i na otuchę chwyciła moją dłoń. Nieśmiale spojrzałam na wszystkich obecnych,którzy kiwali głowami potwierdzając słowa Lewandowskiej. Ona poszła za doktorem Darkusem,a ja chwyciłam klake i weszłam do sali 107...
W jednej sali cały mój świat sie załamał. Wszystko co było ważne w moim życiu prysło,przestało się liczyć.Teraz najważniejszy był Robert i to tylko on się liczył.Leżący tam,taki niewinny,słaby.Moje serce pękało na miliony małych kawałeczków.Podeszłam do łóżka,na którym leżał mój ukochany.Podłączony do tysięcy kabelków,taki bezsilny. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji...Ale jak mogła skoro leżał na szpitalnym łóżku, nieprzytomny walczący o życie? Spojrzałam na Gotze,Reusa i Milene, patrzących na mnie zza małego okienka w sali. Próbowali mnie jakoś pocieszyć unosząc delikatnie kąciki ust chcąc dodać mi otuchy. Ale ich także raniła cała ta sytuacja. Spojrzałam ponownie na Roberta. Chwyciłam jego bezwładną dłoń,która jeszcze przed chwilą spoczywała na szpitalnym łóżku.Uniosłam ją delikatnie do góry i oparłam się o nią głową,chowając twarz,po której ponownie ciekły łzy.
Dlaczego tak musi być Robercie? Dlaczego dopiero taka tragedia uświadomia nas ile tak naprawdę dla siebie znaczymy? Oboje dobrze wiemy,że to nie tak wszystko miało wyglądać.Nie powinno nas być tu teraz.Wiele rzeczy nie powinno się wydarzyć.Dzień 13 grudnia w ogóle powinien nie istnieć.Nie powinniśmy pozwolić mu nas rozdzielić. Nie możesz mnie teraz tak zostawić.Nie możemy zostawić zniszczonego tego co nas łączyło.Nasza miłość była za piękna,oboje dobrze o tym wiemy.Błagam wybudź się.

Po 'rozmowie' z Robertem ocknęłam się.Zza szyby usłyszałam rozmowe,a raczej cichą kłótnię.Pani Iwona już wróciła.Wstałam z małego krzesełka stojącego obok łóżka.Ucałowałam go w czubek głowy,napawając się tym,że znowu mogę to zrobić.Wyszłam z sali, a tam zastałam jedynie szlochającego Reusa kulącego się pod ścianą i załamaną panią Iwonę.
-Wiadomo już co to za zła wiadomość?-spytałam rodzicielke Lewego.
Nic nie odpowiedziała,poszła jedynie w ślady Marco i zaczęła szlochać.
-Pani Iwono,co się dzieje?-chwyciłam ją za ramiona.Cholera jasna,niech mi w końcu ktoś powie co się dzieje!
-Monika dziecinko,Robert...on...on...sie załamie...
-Co lekarz powiedział?-zapytałam przerażona.
-Robert ma zmiażdżoną kość w prawej nodze,która uszkadza nerw i mięsień.Jeżeli tego nie naprawią....on może stracić nogę.Rozumiesz?On straci noge,wszystko.Marzenia,prace dosłownie wszystko.

Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.Dlaczego to się dzieje? Czy nasze rozstanie nie było dla nas już wystarczającą nauczką?
Spojrzałam na niego.
-On tego nie przeżyje....

___________________________________________________________________________
Jak już mówiłam, rzadko to robię,ale rozdział dodany jest wyjątkowo dzisiaj a na dodatek całkowicie dedykowany Gosi (Megan) kochana nie mogę ci obiecać,ze wszystko będzie dobrze,ale trzymam kciuki żeby tak bylo.Nie możesz sie załamywać,a przede wszystkim musisz być silna! Mam nadzieję,że tym rozdziałem chociaż trochę cię pocieszyłam,chociaż wiem,ze jest mega smutny.Przepraszam za to,ale pisałam go już ponad miesiąc temu. Rozdział dodaje dzisiaj bo ciężko było nie dodać mi go w srode i zostawiać was na 2 tygodnie bez Moniki i Roberta. Wasza nadzieja w ich powrót mam nadzieję wróciła i to na dobre :)
Na wycieczce było super, zdecydowanie jak biegałam po poligonie ubrana w moro, z pomalowaną twarzą,albo po lesie z karabinem do paintballa. Jeżeli jestesćie zaciekwaione zdjęciami czy coś,zapraszam na mojego twittera @shelters_
Trzymajcie się cieplutko widzimy się 19 czerwca! :*
PS, dziękuję za tak ogromną liczbę komentarzy pod rozdziałem 25,aż się popłakałam, jak to zobaczyłam.Oby tak dalej buźka! :*