poniedziałek, 30 grudnia 2013

Epilog cz.1

"I wish that I could give you what you deserve
Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
I know we won't find a love that's so true.
I gave you everything, baby, everything I had.
But that is the past now, we didn't last now
Guess that this is meant to be
Tell me was it worth it? We were so perfect
Baby I just want you to see
There's nothing like us, there's nothing like you and me."*

Zbliżająca się śmierć ukochanej osoby to coś nieuniknionego. Coś co trafia w ludzkie serce z największą siłą i odciskuje się największym piętnem.Boli jeszcze bardziej gdy musisz patrzeć na wyrysowany ból na twarzy tego jedynego....

Wróciliśmy z Robertem do Dortmundu, próbując żyć dalej jak gdyby nigdy nic. Cieszyliśmy się z tego co nam zostało. Tygodnie mijały nieubłaganie,a termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Kilka miesięcy zmieniło mnie w zupełnie inną osobę,podobnie jak Roberta. Mój narzeczony przyjmował leki,co jakiś czas jeździł do lekarza na wizyty,był pod pełną kontrolą, wszystko było na dobrym torze,już zaczęliśmy wierzyć,że może nam się udać,że zdołamy to pokonać. Do pewnego wieczora.
Od kilku miesięcy każdy sobotni wieczór spędzaliśmy w domu,ten także. Leżeliśmy na naszym ulubionym narożniku,co chwile śmiejąc się przy ulubionej komedii. Wyszłam na chwile do kuchni.Kiedy wróciłam zastałam go nieprzytomnego i już wtedy wiedziałam,że zbliża się koniec.
Kiedy dojechałam do szpitala, na miejscu zastałam już Marco. Rzuciliśmy się sobie w ramiona,zdenerwowani,smutni i przerażeni. Nie mieliśmy zielonego pojęcia jaki jest stan Roberta,a ja cały czas odkąd tylko go znalazłam nie przestawałam płakać.Dotarło do mnie, że w razie śmierci Roberta tylko jedna osoba poczuje się nieodwracalnie skrzywdzona. Tą osobę będę ja.

Mijały kolejne godziny, a ja nadal nie wiedziałam nic o stanie Roberta. Podsłuchałam rozmowę lekarzy, którzy mówili,że to naprawdę ciężki przypadek i nadal nie wiadomo kiedy pacjent się wybudzi o ile kiedykolwiek się obudzi. Pomimo sprzeciwów Reusa, noc spędziłam na szpitalnym krzesłku nadal czekając na jakieś nowe wieści.
Tak też mijały kolejne dni,a jedyne co wiedziałam od lekarzy,to to,że są naprawdę małe szanse na to,że mój narzeczony się wybudzi. Ale ja nadal w to wierzyłam. Robiłam to, czego przez cały ten czas uczył mnie robić. Cały czas powtarzał mi,że kiedy z nim będzie gorzej ja muszę wierzyć, nie mogę się poddawać i muszę walczyć za nas obojga, dla naszych dzieci. Mówił,że mam być silna, silna dla niego przede wszystkim. 
Na początku dawałam radę. Myślałam,że to tylko kwestia kilku dni i wszystko,całe nasze życie znowu powróci do normalności. Ale kiedy mijały kolejne tygodnie,moja wiara w to coraz bardziej się ulatniała. Zaczęło go braknąć wtedy kiedy potrzebowałam go najbardziej. Marco próbował zastąpić jego miejsce,pomagając mi jak tylko mógł,ale to nadal nie było to. Ciężko mi było kłaść się do naszego wspólnego łóżka i zasypiając bez jego buziaka w czoło i cicho wyszeptanym "Kocham Cię."
Każda sekunda,każda minuta bez jego głosu,bez jego wzroku i wspaniałych niebieskich tęczówek tworzyła w moim sercu coraz większą ranę.

Kolejny raz,kolejny dzień siedziałam przy jego łóżku. Jego ciało owinięte bielą sprawiało wrażenie małego,niewinnego chłopczyka jakiego tak naprawdę w sobie krył. Cały czas trzymałam jego prawą dłoń, co jakiś czas muskając jego jedwabiście gładką skórą moją twarz. Już nie płaczę, nauczyłam się nie płakać,kryć to w sobie.
Teraz tylko do niego mówię. O wszystkim. O wynikach meczów, o nowościach motoryzacyjnych, o których kochał czytać co sobotę, o każdym kopnięciu naszych bobasków, nawet o pogodzie. Mówię mu jak bardzo za nim tęsknię i jak bardzo go kocham.
-Wiesz Robert, nigdy nie podejrzewałabym,że nasza znajomość właśnie tak będzie wyglądała. Gdy wtedy pierwszy raz Cie zobaczyłam to aż oniemiałam. Byłeś idealny w każdym najmniejszym calu,byłeś kimś o kim nawet nigdy nie śniłabym marzyć. Plułam sobie w brodę kiedy leciałam samolotem do Poznania. Przez cały tamten czas nie potrafiłam sobie tego wybaczyć. Ale kiedy już wróciłam do Dortmundu, stałeś się centrum mojego wszechświata, moim własnym aniołem stróżem. Było ciężko, oboje o tym wiemy, ale pomyśl o tym jak bardzo nas to umocniło, uświadomiliśmy sobie, że tak naprawdę nie potrafimy bez siebie żyć, gdyby nie to wszystko to kto wie, może by mnie tu teraz nie było z tobą? A pamiętasz tamten mecz gdy nie byliśmy jeszcze razem, a ty pocałowałeś mnie przy tych wszystkich dziennikarzach? Byłam na Ciebie niesamowicie wściekła, ale już wtedy się w Tobie zakochiwałam. Albo pamiętasz gdy w rocznice ślubu Kuby i Agaty, Mario zaprosił mnie do tańca? Aż poczerwieniałeś z zazdrości.-zaśmiałam się na samo wspomnienie tamtych chwil.- Ale to i tak nie było wszystko. Pamiętasz wakacje na Krecie z Sandrą i Wojtkiem? Naszą pierwszą wspólną noc i... to jak pobiłeś tamtego faceta w klubie? Pomimo,że skończyło się na tym,że miałeś rozciętą wargę to i tak bardzo mi tym wtedy zaimponowałeś.
A teraz? Moje oddechy nie mają bez Ciebie najmniejszego sensu. Nie mogę poczuć naturalnego ciepła twojej skóry,nie mogę poczuć tego jak mnie obejmujesz, całujesz w czoło na dobranoc i wtedy gdy tak bardzo bałam się oglądając z Tobą te nieszczęsne horrory. Nie czuję nic,prócz tego,że jesteś,ale tak jakby Cie nie było. I to jest w tym wszystkim najgorsze,wiesz? Najgorsze jest to,że pomimo,że do Ciebie mówię to ty i tak mi nie odpowiesz. Ale Robert dasz radę,damy radę oboje. Wyjdziesz z tego. I wierzę w Ciebie, wierzę w nasze szczęście, nawet jeśli ty sam w siebie nie wierzysz, to ja wiem,że masz w sobie siłę,dzięki której wyjdziesz z tego. Jesteś Robert Lewandowski i nigdy się nie poddajesz, pamiętasz?

Po kolejnych kilku tygodniach, Robert nadal był nieprzytomny, a u mnie zaczęły pojawiać się skurcze przedporodowe. Na sali przy porodzie nie było ze mną Roberta, był za to Marco, który dzielnie cały czas ściskał mnie za rękę i powtarzał, że wszystko będzie dobrze chociaż widziałam w jego oczach przerażenie całą tą sytuacją. 6 grudnia o godzinie 6:15 na świat przyszli kolejni Lewandowscy. Łukasz Lewandowski i Julia Lewandowska. Podczas porodu dowiedziałam się, że Robert się obudził. Po porodzie byłam niezwykle słaba, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli nie teraz to nigdy. Kiedy weszłam do jego sali momentalnie mi ulżyło. Znowu mogłam spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, poczuć jego usta na mojej skórze. Gdy tylko zobaczył nasze maleństwa rozpłakał się. Znowu był tym małym, niewinnym chłopczykiem. 
-Kocham Cie, kocham was wszystkich najbardziej na świecie.-wyszeptał, nie miał siły wydusić z siebie ani jednego słowa,a moje serce łamało się na miliony kawałeczków. Widok Roberta z naszymi maleństwami na rękach,była zdecydowanie najwspanialszą chwilą w moim,a właściwie naszym życiu. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w  jego oczy, by odnaleźć siłę i nadzieję na każdy nadchodzący dzień. Moje ciało otulał chłód, gdy widziałam jak bardzo Robert walczy ze samym sobą widząc nasze maleństwa Walczył ze swoim złym stanem,z tym jaki był słaby i chociaż starał się tego nie okazywać ja i tak to widziałam. Znałam go aż za dobrze. Pewnego razu rozmawialiśmy o przyszłości, czułam, że właściwie to rzucanie słów na wiatr, ale starałam się w to wierzyć najmocniej jak mogłam.
-Kochanie,wszystko co się liczy jest tu i teraz. Nie myślmy o przyszłości bo jeszcze nas to zgubi.-powiedział i miał racje. Kilka dni później znowu zapadł w śpiączkę.
Dziękowałam zarówno Bogu jak i samemu Marco za to,że cały czas był ze mną. Niezależnie od sytuacji, był przy mnie cały czas. Wtedy gdy dowiedziałam się o śpiączce Roberta także. Nie potrafiłam ukrywać już łez. Bo przecież jak ma czuć się człowiek,który wierząc w lepsze jutro,znowu traci niemalże wszystko? To tak jakbym ułożyła swoją wieżę z kart, a ona znowu w kółko i w kółko upadała,bo nie ma wystarczająco sił by ustać.
-Jestem już zmęczona tym wszystkim Marco, przestaję wierzyć,że to kiedykolwiek się skończy.
-Nie możesz przestać wierzyć, nie teraz. Monika, to właśnie tego Robert chciał uniknąć, nie chciał żebyś cierpiała,żebyś musiała na to wszystko patrzeć.
-Ale ja nie żałuję,że tu jestem. Po prostu chciałabym cofnąć czas,zmienić bieg wydarzeń,żeby nigdy do tego nie doszło. Chciałabym  powrócić do tych chwil, kiedy w letnim popołudniu przytulałam się do jego nagrzanego od słońca torsu. kiedy chowając nos w zagłębienie między jego obojczykami czułam się najszczęśliwszą kobietą na Ziemi.
-Jeszcze wszystko skończy się tak jak sobie to wymarzysz,zobaczysz. Tak skonstruowane jest życie.
___________________________________________________________________
Wracam do was z przedostatnim rozdziałem. Nie chciałam, żeby epilog był długi i męczący dlatego postanowiłam podzielić go na dwie części,żeby wam też dać z tego trochę radości. Przepraszam,że tak dawno mnie nie było,ale kompletnie nie potrafiłam się skupić na tym co mam napisać pomimo wielu prób zrobienia tego, nadal nic nie wychodziło. Natomiast dzisiaj (30 grudnia) jest równy rok odkąd założyłam bloga i jest to dla mnie dosyć sentymentalna data, dlatego nie mogłam się powstrzymać,żeby czegoś nie dodać :)
Część druga Epilogu, pojawi się niedługo po nowym roku,postaram się oczywiście dokończyć go jak najszybciej. Wam Życzę przede wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku,żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia,to co sobie wyśnicie i przede wszystkim dużo zdrowia,pomyślności, wspaniałych wspomnień,równie wspaniałych przyjaciół bo to oni są w życiu najważniejsi i dużo dużo miłości! :**
Oczywiście po tym opowiadaniu nie zostawiam was z niczym,wrócę do http://cant-forget-this-love.blogspot.com/  w już niedługo mam zamiar zacząć coś nowego, tylko,że nie ciągłą historie a jednopartówki. Widzimy się za kilka dni i jeszcze raz wszystkiego dobrego!

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 36 'Bez słów rozumieliśmy sie znakomicie.'


"Spędzam noce bezsennie i myślę: 
Co powinnam była zrobić inaczej
Aby Cię zatrzymać?"*


Siedząc przy drewnianym stoliku kawiarni nerwowo wystukiwałam rytm palcami,co chwila spoglądając na ekran telefonu. Minęło zaledwie kilka godzin od mojego wyjazdu z Dortmundu,a Marco nadal nie dawał znaku czy coś wie. Przyjechałam do Poznania odpocząć,odspanąć od wszystkich problemów,ale te problemy przyleciały za mną z Dortmundu. Miałam za złe Robertowi to jak sie zachował. Ja jestem w ciąży,on jest nieuleczalnie chory,więc jako kochająca sie para,mająca swoje plany i marzenia powinniśmy być teraz razem. Nie ważne gdzie,nie ważne w jakich okolicznościach,powinniśmy być teraz ze sobą i wspierać sie wzajemnie,opiekować się i troszczyć sie o siebie nawzajem. Bo tak robią ludzie,którzy sie kochają,którzy są dla siebie wszystkim. Ale on stchórzył.Zrobił coś o co nigdy,przenigdy był go nie podejrzewała.
-Gorąca czekolada dla mojej księżniczki raz!-rzucił podekscytowany Jasiek,odstawiając gorącą ciecz na stolik w kawiarni,która przywoływała tak wiele wspomnień.
-Dzięki,kochany jesteś.-z trudem,ale uśmiechnęłam się do niego lekko.
-A więc jak tam? Co sie stało,że przyjechałaś? Bobasy nie lubią niemieckiego powietrza?-spytał niby na żarty,ale z dokładnym zamiarem . Rozgryzł mnie, znał mnie za dobrze,żeby nie zauważyć,że coś jest nie tak.
-Hahah-wybuchłam histerycznym śmieszkiem.-Wszystko w porządku, wróciłam na 'stare śmieci' chociaż na kilka dni,stęskniłam się.
-Ja też się stęskniłem i to bardzo.A teraz mów co sie stało? Pokłóciłaś sie z Robertem? 
-Nie...znaczy..sama nie wiem. Mamy pewien problem,którego nie mamy jak sie pozbyć i Robert mnie zostawił.Chyba. W sumie sama nie wiem. Boże,nawet nie wyobrażałam sobie,że zabrzmi to aż tak głupio.
-Jaki problem?-Jasiek sie zaangażował,więc wiedziałam,że jeżeli nie powiem mu wszystkiego to po prostu nie da mi spokoju i nie wypuści mnie z tej kawiarni.
-Ale błagam,niech to pozostanie między nami. Robert jest chory,a ja nic nie mogę na to poradzić. Dowiedziałam się przedwczoraj w nocy,po czym jak tylko powiedział mi prawde wsiadł w samochód i odjechał. Nie wiem nic. Ani dokąd,ani do kogo,ani po co.-Mówiłam już niemalże przez łzy.Bolało mnie to strasznie. Zdezorientował mnie dziwny wzrok Jaśka,wbity w stolik. Nie patrzył mi w oczy tak jak zawsze,a to już było dziwne.-Przepraszam,nie powinnam zamartwiać Cie wszystkimi moimi problemami. Jak tam u Ciebie,jak ze zdrowiem? Wracasz do treningów?
-I co zamierzasz z tym zrobić? Odpuścić? Tak po prostu?
-Nie,bo nie potrafie.Ale co innego mam zrobić? Obdzwoniłam wszystkich,u których mógłby być i ślad po nim zaginął. Dzwonił jedynie do mamy,żeby przekazała mi,że jest bezpieczny,mam sie o niego nie bać i ułożyć sobie życie na nowo.-Nie wytrzymałam. Pod wpływem emocji rozpłakałam się. Rozkleiłam się jak małe dziecko. Jasmin objął mnie swoim silnym ramieniem,głaskając delikatnie moje włosy,jednocześnie mnie uspokajając.
-Znajdziesz go. Znajdziemy. Obicuję.

~*~
"Nie można uciec od własnego przeznaczenia.
Ty jesteś moim przeznaczeniem."


Błąkał sie po ulicach swojego najukochańszego miasta,w którym mieszkał najkrócej,a które polubił najbardziej. Idąc ulicą Św.Marcina wszystkie wspomninia wróciły.Te lepsze i te gorsze. Wszystkie bramki,wszystkie mecze. Te najpiękniejsze zapadające głęboko w pamięć. Najlepsi kibice,najlepsza atmosfera na trybunach.Wspominał z szerokim uśmiechem na twarzy.Gdy wraz z chłopakami świętowali Mistrzostwo Polski. Gdy całe miasto,wszyscy poznaniacy,nieważne czy byli kibicami,czy nie,wszyscy stali sie jedną wielką rodziną.A on był jej częścią. Tęsknił za Poznaniem. Uwielbiał tu przyjeżdżać. Szczególnie gdy był już z Moniką.Po wyjeździe z Poznania obiecywał sobie,że jeszcze tu wróci,że jeszcze tu zamieszka i to właśnie w tym klubie skończy swoją kariere.Że będą tu z Moniką,bo to właśnie  Ona pokazywała mu miejsca w mieście,o których on nigdy nie miał pojęcia,których nigdy przez te dwa lata,które tu spędził,nigdy  nie odwiedził.Ona nadawała jego życiu sens,kolorytu i uśmiechu. Wiedział,że postąpił źle.Ale bał sie o nią.Bał sie nie tyle o siebie,co właśnie o nią. Nie wiedział co teraz robi,gdzie jest,ale wiedział,że sie martwi. Czuł to głęboko w swoim serduchu. Tęsnikł za nią,pomimo że nie widzieli sie zaledwie kilka dni. Tęsknili za sobą,jednocześnie nie wiedząc,że znajdują się na tej samej ulicy,tego samego miasta.


~*~
Zatrzymałam się na kilka dni u Jasmina. Pomimo,że większość z chłopaków nie wiedziała o mojej obecności tutaj, to Ci wtajemniczeni postanowili zrobić mały,kameralny wieczór z okazji mojego przyjazdu. Umówiliśmy się tak,że przed spotkaniem na Starym Rynku,podjedziemy po Dime,który nadal nie przywiózł swojego samochodu z Warszawy. Zgodnie z umową o ustalonej godzinie byliśmy pod mieszkaniem Lechity. Chcieliśmy zrobić mu niespodzianke,więc schowałam siebie i moje 170 centymmetrów wzorostu za Jaśkiem mierzącym prawie dwa metry. Byłam niezwykle podekscytowana myśląc o tym,że znowu spotkamy sie w starym towarzystwie,z wyjątkiem kilku nowych twarzy.
-Siema Jasiek,kope lat!-usłyszałam i momentalnie zamarłam! Odsunęłam Buricia na bok i stanęłam niemalże oko w oko....no właśnie z samym Robertem Lewandowskim!
-Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz?-spytałam,będąc kompletnie zdziwiona,zdezorientowana i zła.Po kolei kumulowały sie we mnie kolejne skrajne emocje.
-Monika?
-No jak widzisz! Chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia,prawda?!
-Masz racje,chodź.-Cieszyłam się,że go znalazłam,że wiem gdzie jest,że jest cały i nic mu sie nie stało. Ale bałam się tej rozmowy.Pod każdym względem.Byłam wściekła,nie dokońca nad sobą panowałam i niewiele dobrego mogło z tego wyniknąć.
Usiedliśmy we dwoje w salonie,naprzeciw siebie,kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.On wpatrywał sie nerwowo w podłoge,a ja wpatrywałam sie w niego.
-Powiedz mi tylko dlaczego?-spytałam pół głosem,pół szeptem.
-Ale co dlaczego?
-Dlaczego odszedłeś? Odszedłeś akurat wtedy kiedy potrzebujemy sie najbardziej. Naprawde masz mnie za taką suke,że myślisz,że zostawiłabym Cie? Chorego? Naprawde,masz o mnie aż tak złe zdanie?-jedyne co potrafił zrobić to  kiwać przecząco głową,nadal wpatrując sie w podłoge.- To w takim razie dlaczego?  No odpowiedz!
-Myślisz,że to była decyzja łatwa do podjęcia? Że w ogóle jest mi łatwo?! Jestem chory! Mam pieprzonego raka,którgo nigdy nie wylecze,a nawet nie wiem czy dożyję narodzin własnych dzieci! Nie było mi łatwo tak zdecydować,ale nie chciałem,żebyś patrzyła jak z dnia na dzień każda część mnie umiera! Żebyś musiała zajmować sie sobą,mną i jeszcze naszymi dziećmi! Teraz nawet nie liczy sie piłka! Nigdy nie liczyła sie tak bardzo jak ty! Ale nie potrafie zrozumieć dlaczego takie rzeczy przydarzały sie właśnie nam! Nie zasługujemy na to! Ty na to nie zasługujesz! Chciałem Cie uszczęśliwiać,a prawda jest taka,że ciągle jest na odwrót! Życie ciągle musi coś spieprzyć,my musimy coś spieprzyć!- Stał nade mną i mówił,a ja nie miałam pojęcia co powiedzieć. Wstałam i przytuliłam go mocno do siebie,czując napływające do oczu łzy.Nic nie mówiliśmy.Bez słów rozumieliśmy sie znakomicie, i to wystarczyło.
_________________________________________________________________________
Spieprzyłam sprawe,wiem o tym.
Nie wiem czy spodoba wam sie to co widzicie do góry,ale gdy dzisiaj zobaczyłam,że 20 dni temu dodałam rozdział ,to rzuciłam wszystko inne w kąt i powstało to co powstało. Dziękuję przede wszystkim mojej malutkiej kochanej Nadii,ktora zawsze przy mnie jest i pomimo,że nie znamy sie prywatnie to przez gadu-gadu wspiera mnie jak nikt inny. Dzięki i kc,mała:*
Kolejny rozdział dodam szybciej niż ten,naprawde.
Przepraszam za wszystko,enjoy!
+Sory,że nie dość słabo u was komentuje,ale naprawde nie mam czasu. Wszystko czytam,a komenatrze nadrobie.Buziaki:))
*- The Cardigans – Lovefool

środa, 2 października 2013

Rozdział 35 'czas obumierania marzeń..'

"Bo nikt nie chce przechodzić przez wszystko sam,
wszyscy chcą wiedzieć,że nie są sami"*


-Słucham? Jak to jesteś chory? O czym ty pieprzysz?-nie mogłam tego pojąć. Niczego.Ani mojego zachowania,dlaczego zaczęłam podnosić na niego głos,ani tego dlaczego nie powiedział mi wcześniej skoro wiedział.
-Mam raka tarczycy...Mogę umrzeć w każdej chwili. W ciągu kilku tygodni,miesięcy.Dłużej niż rok już nie pożyje..-widziałam ból. Straszny ból w jego oczach,ból którego nie da sie opisać. No bo co ma powiedzieć czlowiek,który wie,że w każdej chwili może umrzeć? Który przede wszystkim, ma tego pełną świadomość.
Nie mieściło mi sie to w głowie. Nie wierzyłam w to. W jednej chwili nawet pomyślałam,że zmyśla,zwyczajnie mnie okłamuje bo nie chce sie przyznać,że prócz mnie jest ktoś jeszcze. Ale tego bólu w jego oczach nie dało sie pominąć. Bił jak szpitalne światła do źrenic. Wszystko legło w gruzach....W ciągu kilku minut. Ale właśnie tak skonstruowane jest życie.Tylko czy zawsze musi być tak,że gdy w końcu zaczyna być idealnie wszystko musi sie popsuć? Wszystko musi szlak trafić? I to jeszcze teraz?
Modliłam się,że może obudzę się i wszystko okaże sie tylko snem. Uchwyciłam się tej nadziei. Jedno wiedziałam na pewno:moje dotychczasowe życie było snem.Rzeczywistość nadeszła teraz.
-Robert,wyjdziemy z tego.Razem.-powiedziałam przez łzy,przytulając go do swojej piersi.
-Kocham Cie.-powiedział...tak bardzo bezradny.
-Wszystko będzie dobrze obiecuje.-wiedziałam,że w pewnym sensie rzucam słowa na wiatr. No bo ileż można obiecywać sobie, że będzie dobrze, jednocześnie czując, że nadciąga najgorsze?
-Monika..przepraszam...-odsunęłam go od siebie tak, aby patrzeć mu prosto w jego niebieskie oczy. Siedział naprzeciwko mnie,wpatrując sie we mnie.W każdy najmniejszy cal mojej twarzy,zupełnie tak jakby mógł patrzeć na nią ostatni raz i chciał ją dokładnie zapamiętać.
-Robert o czym ty mówisz? Za co niby mnie przepraszasz?-przeczuwałam najgorsze. Bałam się,że powie mi coś czego już naprawde sie nie spodziewałam,mówiąc że ta choroba to tylko wymówka. Ale o tym mogłam tylko pomarzyć.
-Za to,że to wszystko tak wyszło.To nie tak miało być,nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy wziąć ślub w Barkowej Farze w Poznaniu...w moim ulubionym i najpiękniejszym kościele,za czasów gdy jeszcze tam mieszkałem. Mieliśmy wspólnie wychowywać nasze małe pociechy. Mieliśmy zamieszkać w pięknym domu pod Dortmundem, z naszymi dziećmi i psem,a pod koniec mojej kariery mieliśmy wrócić do Poznania,pamiętasz? A ja wszystko zepsułem...Ta pieprzona choroba zepsuła wszystko co tak długo planowaliśmy! Miałem Cie uszczęśliwiać do samego końca! Dlatego nie chce żebyś cierpiała przeze mnie i patrzyła na to jak umieram...Nie potrafiłbym sobie tego wybaczyć.Nigdy.-jak gdyby nigdy nic brunet podniósł się z narożnika i lekkim krokiem zaczął zmierzać do wyjściowych drzwi w kolorze orzechowym.Wyciągnął z suwanej szafy podręczną torbę i spojrzał na mnie z ogromnym smutkiem.Siedziałam zamurowana.Nie miałam zielonego pojęcia co on wyrabia!
-Kochanie jesteś jedynym mężczyzną,który czyni mnie szczęśliwą!-krzyknęłam za nim i zaczęłam podążać jego śladem.Podnióśł prawy kącik swoich ust,w nikomym uśmiechu i wyszedł.-Robert co ty wyrabiasz?! Wracaj!-krzyczałam za nim,ale on wsiadł w samochód i odjechał....Szybko zarzuciłam na siebie dzinsową kurtke,trampki i wsiadłam do białego mercedesa. Jedyny cel jaki mógł sobie zamierzyć to....Marco.
Miałam gdzieś wszelkie obietnice, po prostu pokierowałam się w północną strone Dortmundu.Dzięki późnej porze i małym ruchu na ulicach,do domu przyjaciela dotarłam w niecałe 10 minut.Wiedziałam,że jeśli Robert miałby tu przyjechać to już by tu był...Wybiegłam z samochodu i energicznie zapukałam do drzwi,nie zważając na to czy kogoś obudze czy nie.Po chwili w drzwiach pojawił sie Marco. Cały zaspany,jedynie w bokserkach.
-Co ty tu robisz? O.... 1 w nocy?-spytał,przecierając swoje zaspane oczy.
-Błagam Cie,powiedz,że on tu jest!-z każdym słowem coraz bardziej podnosiłam histerycznie ton głosu.
-Robert? Nie..a powinien? Pokłóciliście sie?
Wybuchłam histerycznym płaczem i jedynie rzuciłam sie w ramiona przyjaciela. Objął mnie swoim gorącym ciałem i gładził moje włosy,co jakiś czas zadając im lekki pocałunek.
-On jest chory,rozumiesz! I na dodatek...Ja nawet nie rozumiem tego co on odpierdala!
-Monika na spokojnie. Chodź napijemy sie gorącej herbaty i wszystko mi wytłumaczysz.-
Poszliśmy do kuchni,usadowiłam się na stołku barowym,czekając na moją ulubioną malinową herbate z kardamonem.Twarz nadal zakrywałam dłońmi owiniętymi ciepłym jesiennym swetrem. Byłam załamana. Przez łzy opowiedziałam Marco co wydarzyło sie dzisiejszej nocy,a mój przyjaciel jedynie mocno mnie przytulił.Nie wiedział co ma powiedzieć.Sam nie wiedział o chorobie Roberta,a na dodatek podobnie jak ja absolutnie nie rozumiał jego zachowania.
-Co masz zamiar z tym zrobić? Nawet nie wiemy gdzie on teraz jest...-po kilku minutach ciszy,w końcu odezwał sie Reus.
-Nie mam pojęcia. Ale Robert nie jest głupi,przynajmniej nie aż tak bardzo.Pewnie zatrzymał sie u jednego z chłopaków.Poszukam go nad ranem,a jak go nie będzie u żadnego z nich to nie mam pojęcia. Ale jak za dwa dni nie wróci... to jade do Poznania. Muszę to wszystko przemyśleć i odpocząć,z rodziną,przyjaciółmi.Dawno ich nie widziałam,a ten wyjazd dobrze mi zrobi.
Po kilku godzinach rozmów,zasnęłam u niemca w salonie. Śniły mi sie najgorsze koszmary,a najgorsze było to,że już niedługo mogły stać sie rzeczywistością.Wstałam przed południem. Ledwo otworzyłam oczy,wzięłam pierwszy oddech,a do moich nozdrzy doszedł wspaniały zapach świeżego pieczywa i ciepłej herbaty.Wspólnie zjedliśmy śniadanie i ogarnęliśmy się do wyjścia.Zarówno w domu,jak i między nami panowała wspaniała atmosfera. Marco nadal mnie kochał.Widziałam to w jego oczach,widziałam jak bardzo sie powstrzymywał. Było mi przykro,ale z drugiej strony byłam szczęśliwa,że mimo wszystko mogę na niego liczyć. Robert okazał się tchórzem,nie rozumiałam tylko dlaczego,ale tak było. Objechaliśmy wszystkich naszych znajomych,ale żaden z nich nie wiedział gdzie może być Robert. Dzwoniłam również do jego mamy,do jego siostry-Mileny,a nawet Wojtka i Sławka,ale u żadnego z nich także go nie było.Denerwowałam się i to strasznie. Nie wiedziałam gdzie jest,jak sie czuje,co robi i przedewszystkim dlaczego ma wyłączony telefon. Przeczuwałam najgorsze.Ale wyjechałam. Postanowiłam wrócić do Poznania,chociaż na kilka dni.Marco obiecywał mi,że jeżeli tylko Robert sie do niego odezwie,albo pojawi sie w Dortmundzie,to bede pierwszą osobą,która sie o tym dowie.
Lot do Poznania minął mi bez żadnych większych komplikacji,starałam się być spokojna,bo przecież byłam w stałym kontakcie z blondynem.Wysiadając na Ławicy pierwszym krokiem był oczywiście Stadion Miejski,który znajduje sie niedaleko. Było południe więc chłopcy za chwile kończyli trening. Stałam pod obiektem,podziwiając jego każdy, nawet najmniejszy cal. Tak długo nie byłam na moim ukochanym stadionie.Tak dawno nie 'zasiadłam' w 'kotle'-trybunie z największym dopingiem.Tak dawno nie czułam tej atmosfery. Signal Iduna Park i Borussia to nie było to. W moim sercu zawsze był Lech i tylko Lech.Stojąc tu,miałam podwyższone tętno,tam tak nie było. Wyszli i oni. Łukasz,Jasiek,Karol,Tomeczek i Mateusz. Wszsycy równie zaskoczeni...i równie uśmiechnięci.

____________________________________________________________________________
Nie tak to mialo wyglądać.Nie mam pojecia skąd w tym rozdziale wzięli sie Lechici i ucieczka Roberta...Chyba dlatego,że po prostu nie potrafie tego zakończyć,nie potrafie napisać tego ostatniego. Czyli wiadomo,że to jeszcze nie epilog. Przepraszam,że tak dlugo musieliście czekać,ale szkoła mnie wykańcza. Nie spodziewałam się,że trzecia klasa gimnazjum będzie aż tak bardzo wymagająca i męcząca,tym bardziej,że nigdy nie byłam kujonem i nie starałam się o jak najlepsze oceny. Mam 2-3 sprawdziany w każdym tygodniu,a pogodzenie tego z pisaniem jest naprawde ogromnym trudem.Robię co mogę.Nawet teraz,dzisiaj zamiast cały dzien uczyć się na jutrzejszy sprawdzian z fizykii to cały dzień jak tylko przyszłam ze szkoły pisałam 'trzydziestke-piątke' Przepraszam,za wszystko.Najmocniej. Za późną porę i za to,że tak długo nic nie dodawałam.
+Pozdrawiam najmniejsze grono czytelników,którzy są ze mną i to czytają i komentują,widać,że naprawde jesteście na zawsze.Dziekuję,bo tylko dzięki wam to znajdzie swój koniec. c:
Buziaki,Monika! ♥

*-Nickelback-Gotta Be Somebody

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 34. 'Czyli to koniec?'


"A potem, a potem byłem już tylko kłopotem, śladem nieudanej miłości, wyrzutem sumienia."



Po nieprzespanej nocy wyglądałam jak wrak człowieka,a czułam się jeszcze gorzej. Czułam się jak ostatnia suka,a na dodatek straciłam najlepszego przyjaciela. Każdy kto choć kiedyś zaznał prawdziwej przyjaźni dobrze wie,że to najgorsza rzecz jaka może sie przydarzyć człowiekowi. Może dla mnie i Marco nadal istnieje szansa? Chociaż ta najmniejsza? Wierzę,że tak choć wiem,że to już nigdy nie będzie wyglądać tak samo.Nie mogłam tak tego zostawić. Zignorować,zapomnieć i zostawić Marco na zawsze.
Obudziłam się wyjątkowo wcześnie rano. Robert nadal spał,więc poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę i się ubrać. Zeszłam na dół po machoniowych schodach,które co kilka stopni wydobywały z siebie cichy skrzyp. Przygotowałam śniadanie dla siebie, jak i dla ukochanego i usiadłam do porannej malinowej herbaty z kardamonem. Próbowałam skupić się na gazecie,którą akurat czytałam,ale nie potrafiłam. W głowie nadal  siedział mi mój przyjaciel,który zajmował każdą myśl,która akurat przewinęła mi sie przez umysł.Nie rozumiałam dlaczego nie powiedział mi tego wcześniej? Naprzykład w grudniu gdy rozstałam się z Robertem. Wtedy łatwiej bym to przyjęła, nie miała wyrztów sumienia z racji,że okłamuje Lewego. Dlaczego teraz? Kiedy zaczęło sie układać,kiedy zaczęłam być stuprocentowo szczęśliwa? Nie mogę mieć do niego żalu, ale wiem,że muszę z nim o tym porozmawiać i pomóc mu przezwyciężyć to uczucie bo innego wyjścia sobie nie wyobrażam.
Na blacie w kuchni zostawiłam krótki liścik dla Roberta,z treścią,że ma sie o mnie nie bać i niedługo wróce do domu. Dopiłam herbatę, założyłam ulubione białe conversy i wsiadłam do samochodu kierując się w północną stronę Dortmundu. Zostało mi kilka metrów,aby podjechać pod dom blondyna,ale zatrzymałam się. Zaparkowałam na poboczu i zastanawiałam się co tak naprawdę chce mu powiedzieć. Od razu przypomniała mi się sytuacja sprzed ponad roku,gdy nie wiedziałam jak powiedzieć Robertowi o tym,że wracam do Polski. Sytuacja była podobna,ale mimo wszystko trudniejsza.W końcu wysiadłam z samochodu,a kilka minut później już stałam pod ogromnymi drzwiami drewnianego domu piłkarza. Stałam kilka minut i zapewne bym odpuściła gdyby nie to,że słyszałam jego kroki i to jak czyjeś ciało przywiera do drzwi. Bał sie tej chwili tak samo bardzo jak ja.Zapukałam ponownie:
-Marco,otwórz. Wiem,że tam jesteś,proszę.
Ułamki sekund mijaly mi jak cała wieczność,ale opłaciło sie. Drzwi się otworzyły,a w nich zobaczyłam blondyna,który gestem ręki tylko zapraszał mnie do środka. Zrobiłam jak chciał,a on wyminął mnie szerokim łukiem i poszedł w stronę kuchni. Niezaskoczona jego zachowaniem podąrzyłam za nim. Widziałam tylko jak worki z butelkami po alkoholu wyrzuca do śmieci.
-Marco.....Przepraszam.-powiedziałam cicho. Sama nie rozumiałam dlaczego powiedziałam coś tak głupiego,bezsensownego i kompletnie nie na miejscu,ale to było jedyne co ślina przyniosła mi na język.
-Ale za co? Za to,że ja jak głupi zakochałem sie w tobie po same uszy wiedząc,że i tak nic z tego nie będzie?-powiedział sarkastycznie,a ja siedziałam naprzeciw niego całkowicie nieruchomo.
-Chcę temu jakoś zaradzić....
-Ale jak? Wiesz jakie to uczucie gdy dla kogoś kogo kochasz całym sercem jesteś właściwie nikim?-chciał mówić dalej,ale przerwałam mu w połowie zdania.
-Jak to nikim Marco? Dobrze wiesz,że jesteś dla mnie ważniejszy niż ktokolwiek inny. Czasami nawet ważniejszy od Roberta! Bo mimo wszystko zawsze byłeś przy mnie. I... kocham Cię za to...-Jego spuszczone ku podłodze,niebieskie oczy spojrzały na mnie wzrokiem pełnym nadziei.-Ale tylko jako przyjaciela. Nie potrafię Cie kochać inaczej,bo to miejsce zajmuje już Robert.-i wtedy...sama nie wierzyłam w to co widzę,ale po jego policzkach popłynęło kilka pojedyńczych łez.-Marco...-podeszłam do niego i przytuliłam go do siebie najmocniej jak mogłam.
-Wiem,że nie takiego mnie znasz,ale ludzie są silni dopóki nie okażą uczuć. Uczucia to cholerna ludzka słabość.-powiedział wtulając twarz w moje włosy.Nie poznawałam go.Pomimo,że wiedzieliśmy o sobie każdy,najmniejszy szczegół i znaliśmy się jak łyse konie to nigdy nie widziałam Marco takiego jak dzisiaj.. Wrażliwego,mówiącego o uczuciach z taką wrażliwością,zaangażowaniem.
-Wiesz dobrze,że nie mogę być dla Ciebie tym czego ode mnie oczekujesz...Ale nie chce Cie stracić. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Źle ulokowałeś swoje uczucia, wiem,że na pewno jest w tym część mojej winy bo czasami powinnam zachowywać się bardziej po przyjacielsku, czasami przekraczliśmy niektóre cienkie granice,ale musimy temu jakoś zaradzić.Nie zostawię tak tego.
-Chcesz mnie powiesić na haku,biczować do czasu aż sie nie odkocham?- zaśmiał sie na cały głos. No tak cały Reus,nawet w najgorszej sytuacji znajdzie coś z czego może sie pośmiać.
-Myślałam,że to poważna rozmowa..-odpowiedziałam wkurzona,popijając kolejny łyk świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego.
-Bo tak jest, po prostu nie mogę patrzeć na Ciebie jak jesteś taka przygnębiona... I to przez moją własną głupotę. Może powinniśmy po prostu 'zerwać ze sobą' ?
-Co masz na myśli? Mam nadzieję,że nic na stałe...
-Nie. Po prostu do czasu,aż jakoś ogarnę swoje uczucia,zerwiemy ze sobą kontakt. Ja naprawdę nie potrafię patrzeć na szczęście twoje i Roberta. Pomimo,że mnie również gdzieś w głębi to cieszy, to swoje już przez to wycierpiałem.
-Czyli na razie to koniec?
-Tak. Ale pamiętaj. Będę zawsze. Na razie niekoniecznie obok,ale zawsze myślami i całym sercem.-próbował wymusić z siebie krótki uśmiech,ale zraniłam go. I to bardzo. Nie wierzyłam,że całkowicie nieumyślnie można drugiemu człowiekowi wyrządzić taką krzywdę.. i to komuś takiemu jak Marco.
- Dobra. Pamiętaj, kocham Cie.-ponownie objęłam jego umieśnione, wyjątkowo spięte ciało.
-Ja Ciebie też.-wyszeptał,a ja sama nie wiedząc dlaczego krótko pocałowałam go w usta,a nie w policzek tak jak zawsze. To był pocałunek na pożegnanie. Naszczęście,nie te wieczne.

Kilka tygodni później..

Tak jak sobie z Marco obiecaliśmy żadne z nas się nie odezwało. Oczywiście brakowało mi codziennych rozmów przez telefon,czy wspólnego picia kawy w naszej ulubionej kawiarence niedaleko Signal Iduna Park. Było ciężko,ale miałam nadzieję,że da to jakieś efekty. Naprawdę głęboko w to wierzyłam.

Każdego dnia patrząc w lustro widziałam jak bardzo jestem inna. Jak z dnia na dzień zmieniam się coraz bardziej. Po moim wyglądzie było można od razu stwierdzić,że jestem średnio w 4-5 miesiącu. Czas leciał jak szalony i sama nie wierzyłam,że zostało zaledwie kilka miesięcy,kilka tygodni aż zostanę matką. Każde kopniecie,każde danie o sobie znać tam wewnątrz mnie wywoływało na moim ciele dreszcze.  Niepokoiło mnie natomiast jedno. Zachowanie Roberta. Od czasu sytuacji jaka wydarzyła się z Marco, Robert zrobił się naprawde dziwny. Początkowo nawet myślałam,że może dowiedział się o tamtej rozmowie,czy o całym tamtym zajściu,ale dowiedziałam się od Marco,że to po prostu niemożliwe,poza tym chłopcy nadal mieli świetny kontakt. Oddalaliśmy sie od siebie, to było pewne. Zaczęłam nawet podejrzewać,że może mnie zdradza,ale za każdym razem po treningu jeździł na siłownie a ptem 'na krótką przejażdżke po mieście' jak to twierdził. Ale nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam być wobec niego szczera i z nim porozmawiać.

Piątkowy wieczór, tylko my we dwoje. Leżeliśmy na bordowym narożniku wtuleni w siebie oglądając film,zupełnie jak za starych dobrych czasów. Rozbrzmiał dźwięk telefonu Roberta. Wyciągnał swojego czarnego Iphona z kieszeni i widząc napis na wyświetlaczu bez słowa wyszedł. Usiadł w ogrodzie, na tej samej ławeczce co Marco kilka tygodni temu i zawzięcie z kimś dyskutował co jakis czas przecierając twarz dłonią i mierzwiąc włosy. Był zdenerwowany, zmartwiony. Widząc,że skończył rozmowe odbiegłam od okna i powróciłam do swojej poprzedniej pozycji na kanapie. Jak gdyby nigdy nic położył sie z powrotem obok mnie,ale nie wytrzymałam.
-Robert co sie z tobą dzieje ostatnimi czasy?
-A co ma sie dziać?-spytał zdenerwowany i wiedziałam,że jego zachowanie nie jest przypadkowe.
-Nie jesteś sobą już od kilku tygodni. Po treningu nie wracasz do domu, potem popołudniami i wieczorami robisz sobie jakieś dziwne przejażdżki, oddalasz sie ode mnie.Co ja mam sobie myśleć?-mówiłam patrząc na jego spuszczoną ku dołowi głowe,po czym dodałam.-Zdradzasz mnie? Tylko szczerze.
-Nie! Nie potrafiłbym,za bardzo Cie kocham.-w końcu spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, wywołując jedynie zmieszanie.
-To co jest nie tak?
-Nie chciałem narazie tego mówić,nie chciałem psuć tego co nas spotkało. Ale...
-Ale...?
-Monika, ja jestem chory,nieuleczalnie chory....
______________________________________________________________________________
bang,bang,bang! wracam do was z kolejnym rozdziałem, nie wiem czy szybko,czy późno bo czas leci mi strasznie szybko,ale mam troche czasu z racji,że od soboty jestem strasznie chora i mam trochę czasu wolnego. To co widzicie do góry,mi sie podoba. Sama w to nie wierzę bo już dawno nie napisałam czegoś naprawde dobrego,ale mam nadzieję,że na te naprawde już ostatnie rozdziały,przekrocze ta granice i bede pisać same dobre rzeczy :) Przy okazji czasu wolnego znowu pewnie coś napisze,pokomentuję troche u was, a teraz zostawiam was z 34, enjoy!
love u all ♥

sobota, 7 września 2013

Rozdział 33 'milion uczuć,których nie potrafie sprecyzować.'


'Pokój jest pełny
 Ale nie widzę nic poza twoimi oczami
 Ich błyskiem i spojrzeniem na mnie
 Niczym ogień w ciemności.'


***

Przebudziłam się,ale nie otwierałam oczu. W sypialni czuć było wakacyjne powietrze i zapach fiołków rosnących w ogródku.Na szyi czułam ciepły oddech ukochanego i to jak lekko gladził moją twarz swoją silną,męską dłonią. Każdy jego dotyk coraz bardziej subtelny,poświęcony tylko mi. Po tak długim czasie nadal nie mogę uwierzyć,że coś takiego przydarzyło się właśnie mnie,że ten mężczyzna jest mój i kocha mnie równie mocno jak ja jego. Wyszeptał mi do ucha ciche,ale wiele znaczące 'kocham Cie', a ja skradłam mu pocałunek. Najpierw jeden,a potem kolejny i kolejny.Nasze serca zaczęły bić mocniej. Żyły chwilą,jak my. Chwilą bezgranicznej miłości i dzikiego pożądania. Ujęłam jego twarz w dłonie,a on swoją przejechał po moich plecach wywołując niekontrolowany dreszcz.Usiadłam na nim okrakiem,przejeżdżając ręką po jego umięśnionym torsie,czym wywołałam na jego twarzy jeden z najpiękniejszych uśmiechów.Wpiłam się w jego usta,podczas gdy oboje pozbywaliśmy się części garderoby. Miotała nami miłość, namiętność a szczególnie ogromne pożądanie i tęsknota.Cieszyliśmy się sobą,zatracając się w tej magicznej chwili.


Stałam w kuchni przygotowując przekąski na nasze spotkanie z przyjaciółmi z Dortmundu,z którymi również chcieliśmy podzielić się naszą szczęśliwą nowiną. Z każdym kolejnym tego typu spotkaniem stresowałam się coraz mniej. Wiedziałam,że oni i tak będą musieli to zaakceptować,a najważniejsze było to,że ja i Robert byliśmy szczęśliwi.Ja byłam już gotowa na przyjście gości, Robert zresztą też zostało mu jedynie nakrycie do stołu. Rozbrzmiał dzwonek do drzwi.Zdjęłam mój granatowy fartuszek,wykańczamy białą nitką z napisem "Best Girlfriend Ever.",który dostałam od Lewusa na dzień kobiet. Poszłam otworzyć drzwi,a za nimi stali m.in Mario,Marco, Nuri z żoną, Mats z Cathy, Mitchell z dziewczyną i Róża-najlepszy przyjaciel Lewego jeszcze z czasów dzieciństwa,wraz z partnerką. Wszyscy przywitali nas gorącymi uściskami i całusami,Robertowi dodatkowo gratulując dwóch pięknych bramek strzelonych w reprezentacji.

Naszą nowine wszyscy przyjęli z uśmiechem na twarzy twierdząc,że domyślili się już wcześniej. Początek wieczoru spędziliśmy zajadając się potrawami,które samodzielnie przygotowałam i rozmawiając. Chłopcy rozmawiali głównie o nadchodzącym sezonie i transferach,co chwile dopytujac mnie o jakieś drobnostki z tym związane. Dziewczyny ze mną w składzie rozmawiały o typowo kobiecych sprawach,co jakiś czas wchodząc na temat naszych mężczyzn czy dzieci.Później wspónie zaczęliśmy rywalizować ze sobą przy grach konsolera Kinect,przy czym towarzyszyło nam mnóstwo śmiechu. Chcąc złapać odrobine świeżego powietrza wyszłam na ogród.Od zawsze z Robertem uwielbialiśmy tu przebywać, w szczególności gdy się do niego  wprowadziłam na stałe,tuż po wypadku. Wspólne obiady,treningi czy nawet opalanie w naszym pięknym ogrodzie sprawiało nam największą przyjemność.Pomimo późnej pory  na dworze nadal panowała przyjemna atmosfera.Późnym czerwcem noce są najpiękniejsze,zupełnie jak ta dzisiejsza. Na ławce pod żywopłotem,między dwoma kwitnącymi jabłonami zauważyłam postać. Aby rozpoznać tę osobę lekko zmrużyłam oczy i ujrzałam blond czupryne zaczesaną na bok.Zdziwiłam się dlaczego siedzi tu całkowicie sam w tych egipskich ciemnościach.Usadowiłam się więc obok niego opierając głowe o jego umięśnione ramie.
-Co się dzieje Marco? Dlaczego siedzisz tu sam na dodatek w takich ciemnościach?-napił sie swojego napoju,nie odpowiadając.-Pokłóciliście sie z Caroline?-próbowałam dale,jak sie okazało, nie na marne.
-Z Caroline to już skończone,to nie było to co myślałem,że może być.Myliłem się. Zawsze mylę się w takich sprawach.Nigdy nie potrafię wybrać rozsądnie. Mój ideał,moja miłość też mnie nie chce.
-Dlaczego? Powinieneś się podnieść,uwierzyć w siebie i o nią zawalczyć! Naprawde!-mówiłam głosem pełnym entuzjazmu,próbując jakoś go wesprzeć.
-Tyle,że ja ją kocham a ona jest z innym.-odpowiedział z ogromną skruchą w głosie,było mi go strasznie szkoda. Nie potrafiłam patrzeć jak cierpi.
-Może nie jest z nim szczęśliwa? Pomyśł o tym tak. Skoro jesteście ze sobą blisko to może powinieneś powiedzieć jej o swoim uczuciu. Może czuje to samo,a po prostu boi się to wyznać? Uwierz w siebie,to wiele zmieni. Zaryzykuj! Jesteś Marco Reus i niczego sie nie boisz,pamiętasz?- powiedziałam,a on spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczyskami i wiedziałam,że zrobiłam dobrze.
-Naprawde tak myślisz?
-A czy jeśli myślałabym inaczej,doradzałabym Ci to?
Blondyn wstał z bujanej ławeczki i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem zaledwie krok ode mnie co kilka sekund mierzwiąc swoje włosy. W końcu stanął w miejscu biorąc głęboki wdech. Uklęknął przede mną i zaczął:
-Monika...bałem się to powiedzieć,ale sama mi to poradziłaś. Wiem,że nie powinienem,tym bardziej teraz gdy wspólnie z Robertem spotkało was coś takiego,ale naprawde nie potrafię już dłużej tego kryć.Kocham Cię...jak nigdy nikogo innego. Żadna nie potrafi Ci dorównać.Próbowałem to w sumie kryć,tłamsić,ale nie potrafię. Odkąd tylko Robert nas poznał nie umiem myśleć o jakiejkolwiek innej. Dla mnie istniejesz tylko ty. Wiem,że kochasz Roberta,ale pomyśl czasami o nas, nas wspólnie. Nie chcę psuć waszych relacji,bo wiem, jak to skończyło się ostatnim razem,ale uznałem,że chyba powinnaś wiedzieć.-powiedział na jednym oddechu,a mnie zatkało. To była jedna z niewielu sytuacji gdy nie wiedziałam co mam powiedzieć.Kiwałam przecząco głową chcąc odpędzić od siebie te słowa.W głowie miałam totalną pustkę,a wszystkie uczucia zmieszały sie w jedno i żadnego z nich nie potrafiłam sprecyzować.
-Marco,ale ja nie...-próbowałam cicho coś odpowiedzieć.
-Nie odpowiadaj.Wiedziałem,że tak będzie.-powiedział i zniknął za szklanymi drzwiami domu. A ja siedziałam zaskoczona z mieszanymi uczuciami nie mając pojęcia co zrobić albo powiedzieć.Siedziałam kompletnie nie ruchomo.Ale wiedziałam jedno. Straciłam przyjaciela. Straciłam mojego Marco.
_________________________________________________________________________
Wiem,że na pewno żadna z was się czegoś takiego niespodziewała,ale to dobrze ja lubię robić niespodzianki :). Nie wiem czy cieszycie się,że wróciłam bo z komentarzami słabo,ale co ja poradzę. Sama wiem,że ostatnie rozdziały były nudne,mam nadzieję,że ten spodoba wam się bardziej.:)
Nie obiecuję natomiast kiedy pojawi się nowy rodział.Ledwo zaczął się rok szkolny,a ja już mam mnóstwo nauki i nawet nie mam czasu na samą siebie,a muszę sie postarać z racji,że to trzecia klasa gimnazjum ;/
W każdej wolnej chwili natromiast będę próbowała coś skleić i dodać,obiecuję,że to skończone ale nie wiem czy przed końcem roku. Co do wczoraj...popłakałam się jak Robert strzelił bramke,ale powiem też,że mnóstwo nakrzyczałam i to nie na naszych chłopaków,którzy zagrali piękny mecz tylko na arbitra....kompletnie nie rozumiem jego decyzji,ale nic nie poradzimy.... Trzymajcie się kochane moje,buziaki! ♥

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 32 ' Zdrowie za waszą dwójkę!'

Każdy z nas jest miłością, czyjegoś życia.

***

-Naprawdę? Gratulacje Kochani!-z uściskiem rzuciła sie na nas najpierw Sandra,a później cała reszta dziewczyn,prócz jednej-Agaty.
-Gratulacje Lewusku,nie powiem postarałeś sie.Za jednym razem machnąć dwójke to trzeba mieć talent.-usłyszałam 'gratulacje' Lewego od Wasyla i momentalnie wybuchnęłam śmiechem.
-Przecież strzela cztery bramki Realowi,więc bliźniaki to dla niego pikuś!-dopowiedział Szczęsny,a ja prawie dusiłam się ze śmiechu.Zresztą nie tylko ja.Chłopcy rozbawili całe nasze (liczne!) towarzystwo.Zauważyłam jednak,że nie ma z nami Agaty.
-Kuba wiesz może gdzie jest Agata?-spytałam Błaszczykowskiego.
-Chyba poszła sie przewietrzyć.-odpowiedział i wskazał drzwi wyjściowe.-Aa,no i jeszcze raz gratulacje mała.-ucałował mnie w policzek,a ja podziękowałam przyjacielowi i poszłam szukać jego małżonki.
Wyszłam na zewnątrz,a zimny dreszcz przeszedł po moim ciele. Agata siedziała skulona na schodach patrząc w gwiazdy. Coś było nie tak.Wiedziałam to.Agata odkąd tylko ją znam zawsze tak robiła.Zamiast powiedzieć najbliżej przyjaciółce czy komukolwiek innemu o swoim problemie,o tym co ją dręczy wolała przemilczeć patrząc w gwiazdy.Tak po prostu,samemu wszystko dokładnie przemyśleć i znaleźć wyjście z problemu.O dziwo,zawsze jej to wychodziło. Zawsze potrafiła rozwiązać problem sama.Nie to co ja.Ja potrzebuje oparcia bliskiej osoby,która zawsze mnie wysłucha i pomoże rozwiązać to co akurat mnie męczy.Nie potrafie przemilczeć.Jak duszę w sobie coś takiego to zaczynam płakać.Po prostu,z bezsilności.Wiele rzeczy nas łączy,ale jeszcze więcej dzieli.Może to prawda,że przeciwieństwa sie przeciągają?

***
Usiadłam obok niej.Podłożyłam kolana pod brodę i obie milczałyśmy.
-Agata,co sie dzieje?-przerwałam tą męczącą ciszę.
-Wszystko jest w porządku,rozbolała mnie tylko głowa od hałasu i chciałam się troche przewietrzyć-cały czas patrzyłam na nią,a ona tylko wpatrywała sie w martwy punkt przed sobą.Nawet nie chciała spojrzeć mi w oczy.
-Przecież widzę,że coś jest nie tak.Chodzi o moją ciąże,prawda?-w końcu spojrzała na mnie wzrokiem pełnym troski,bólu i miłości.
-Nie uważasz,że jesteś za młoda na macierzynstwo? Ja wiem,że ty jesteś dojrzała jak na swój wiek,ale Monika za tydzień obchodzisz dopiero dwudzieste urodziny,zaczęłaś studia,prace,całe życie przed tobą.Robert jest dorosły,ale ty nadal jesteś w sumie nastolatką.
-Ja wiem,że to wszystko dzieje sie za szybko.Ale kocham Roberta i chcę z nim być.Tylko z nim. I cieszę się,że będę matką.Nie wierze,że to mówię,ale naprawdę się cieszę.Wiem,że nie będzie łatwo,tym bardziej,że to bliźniaki,ale mam Roberta,mam Natalie,innych przyjaciół,a przede wszystkim mam Ciebie i mam nadzieję,że będziesz mnie wspierać w tym co robię,nawet jeśli tego nie podzielasz.
-Oczywiście,że będę Cie wspierać,bez względu na wszystko.Ale na pewno jesteś pewna swojej decyzji? Jesteś szczęśliwa?
-Agata...jestem cholernie szczęśliwa.-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy i iskierką w oku.
-W takim razie ja też.-przytuliła mnie.-a teraz chodźmy do środka bo strasznie zimno.Jeszcze sie przeziębisz i te małe istotki także,a wtedy Robert by mnie chyba zabił.-obie w bardzo dobrych nastrojach wróciłyśmy do środka,gdzie Wasyl z Tytoniem kłócili się o imiona naszych przyszłych pociech,nie znając nawet ich płci..

***
-Hej wszyscy! Mamuśka wróciła! Trzeba wznieść toast!-zawołał Wojtek i wszyscy nasi znajomi zebrali sie wokół.Każdy po kolei podniósł szklanke z trunkiem do góry. Robert objął mnie ramieniem i obdarował soczystym buziakiem w czoło.
-A więc  kochani..-chciał zacząć Wasyl,ale Kuba zdecydowanym tonem mu przerwał.
-Zamknij się. Z racji,że Monika jest dla mnie jak młodsza siostrzyczka i z was wszystkich,prócz mej uroczej małżonki ja znam ją najdłużej, ja zacznę. Nie pomyślałbym,że stanie się to tak szybko i w sumie nadal w to nie wierzę,ale chciałbym wznieść toast za małych Lewandowskich,którzy za kilka miesięcy pojawią się na tym porąbanym świecie.Znam Roberta i Monike na tyle dobrze,że wiem,ze będą wspanialymi rodzicami,a ich dzieiom niczego nigdy nie zabraknie,a przede wszystkim miłości. Zdrowie za naszą dwójkę!

_______________________________________________________________________________
Wróciłam! wiem,ze dodałam kolejny z resztą krótki i denny rozdział,ale obiecuję,że sie poprawie. Wakacje prawie minęły,a ja pomimo wszelkich własnych obietnic zrobiłam bardzo mało.Miałam napisać mnóstwo rozdziałów,a w zeszycie zapisała zaledwie 2 albo 3. Jestem na siebie mega zła,ale mam nadzieje,że jak przyjdzie rok szkolny to uda mi sie coś napisać, tym bardziej,że będę miała mniej czasu bo w tym roku serio muszę przyłożyć sie do nauki. Ale obiecuję,że to skończę i możecie sie spodziewać tego już niedługo.Może nie za 2-3 rozdziały,ale z ręką na sercu mówię,że wiele nie zostało.
czytasz=komentujesz,wesprzyjcie mnie w tym co robię,a będę naprawdę bardzo wdzięczna. i dziekuję,naprawdę dziękuję bardzo za te ponad 53 i pół tysiąca wyświetleń! za 5 dni będzie 8 miesięcy jak jesteśmy razem! :) buziaki1:*

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 31 "Pojedyńcze łzy szczęścia"

Kamień spadł mi z serca kiedy powiedziałam Robertowi. Ulżyło mi jeszcze bardziej gdy zobaczyłam jak bardzo go to cieszy. Byłam naprawdę szczęśliwa.Pobiegłam na trybunę i usiadłam na miejscu między Agatą,a Aśką-żoną Wasyla. Chwyciłyśmy się za ręce i wraz z innymi wags kibicowałyśmy ukochanym mężczyznom.
39 minuta spotkaqnia,a na stadionie w Kiszynowie nadal widnieje bezbramkowy remis. Po postawie Roberta widziałam,że jest mu coraz ciężej,a bezradność w reprezentacji bardzo go boli.Wybiła 40 minuta meczu,a pod bramką Mołdawian w końcu zaczęło robić sie coraz groźniej.Robert przejął piłke w środku pola,podał ją do biegnąego Błaszczykowskiego,ten ponownie zagrywa do Roberta i goool!
Lewandowski strzela bramkę dla Polaków i ustala wynik pierwszej połowy na 1:0! Nie cieszy sie jednak z bramki tak samo jak zawsze.Nie wykonuje swojego słynnego wyskoku,a po prostu biegnie przez połowe boiska ssąc kciuk.I w tym momencie wszyscy dowiadują się,że napastnik polskiej reprezentacji będzie ojcem! Dziewczyny patrzą na mnie pytająco.Z resztą nie tylko one.Nie minęło kilka minut,a w moim kierunku rozbłysły blaski fleszy.Nie lubiłam tego,ale nie byłam zła.Byłam szczęśliwa.Tak cholernie mocno jak jeszcze nigdy.Cieszyło mnie to,że bramke tak ważną jak ta reprezentacyjna zadedykował właśnie naszym nienarodzonym jeszcze pociechom.Gdy skończyła sie pierwsza połowa,a mój ukochany schodziąc z boisk patrzył sie prosto w moje oczy, pokazałam mu gestem,że narazie ma milczeć,nic nikomu nie mówić.
-Czy wy spo...-chciała spyta Ewa-żona Piszczka,ale jej przerwałam.
-Kochane,wszystkiego dowiecie sie później,gdy będziemy już wszyscy wspólnie.

***

Druga połowa spotkania minęła bardzo podobnie. Robert na boisku kompletnie nie przypominał tego samego Roberta sprzed 30 minut.Był szczęśliwy,pewny siebie,roznosiła go energia,ale jednocześnie był bardzo skupiony. I na dobre mu to wyszło bo w 75 ponownie strzelił gola prosto do siatki Mołdawian,powtarzając swój gest z kciukiem. A mnie rozpierała duma i szczęście. Nie wytrzymałam i po moim policzkach poleciały pojedyńcze łzy.
-Hej mała,nie płacz!-objęła mnie ramieniem Agata.
Wiem,wiem.Przepraszam.-odpowiedziałam i otarłam swoje mokre policzki.

***

Wszyscy piłkarze reprezentacji, jak i zarówno ich partnerki postanowili uczcić to zwycięstwo i wybrać sie do jakiegoś klubu,bądź pubu.Ja z Lewym także.Zamówiliśmy kilka taksówke i ruszyliśmy w droge. Mając wyjątkowe szczęście trafiłam do jednego pojazdu z Lewandowskim i Szczęsnym.Chłopcy calutką drogę analizowali dokładnie cały mecz,a ja zmęczona całym dniem oparłam głowe o ramie ukochanego.Robert nadal rozmawiając z Wojtkiem objął mnie ramieniem i mocniej przycisnął do siebie.Czułam się kochana i cholernie bezpieczna,a to własnie tego brakowało mi zawsze kiedy Lewandowski wyjeżdżał.Bez niego jest mi źle,ale przy nim nic mi nie grozi. Jest moim schronieniem przed wszystkimi problemami tego świata.Potrafi uchronić mnie przed wszystkim i między innymi za to kocham go najbardziej na świecie.Zmęczona podróżą tu,meczem i późną porą usnęłam w taksówce na ramieniu najważniejszego mężczyzny mojego życia.
-Kochanie,jesteśmy już na miejscu.Jak chcesz to możemy wrócić do hotelu.-usłyszałam ciepły ton głosu.
-Nie.Chcę to uczcić razem z wami.
-Na pewno? 
-Tak Robert,spokojnie wytrzymam.-obarzyłam go lekkim uśmiechem i wspólnie wysiedliśmy z samochodu.

***

Weszliśmy o klubu,w którym pomimo,że jest piątek o dziwo było dosyć mało ludzi. Usiedliśmy przy stoliku vip i złożyliśmy zamówienie u kelnerki. Z racji mojego stanu zamówiłam tylko sok. O dziwo nie ja jedyna.Kilka dziewczyn też nie piło alkoholu,przez co nie czułam się osamotniona.
-No ile jeszcze będziecie trzymać nas w niepewności?! Lewusku,co takiego oznaczał twój gest po strzeleniu tych dwoch brameczek?-spytał Wasyl z wielkim uśmiechem na twarzy,zabawnie poruszając brwiami.Aśka szturchnęła go w ramie i szybko odpowiedziała:
-Marcin zachowuj sie i nie naciskaj! Jak będą chcieli nam powiedzieć to nam powiedzą.O ile jest w ogóle o czym mówić?
Spojrzałam na Lewego,a on tylko z uśmiechem na twarzy i dumą w oczach pokiwał głową i objął mnie ramieniem.
-A więc tak,spodziewamy się dziecka.A w sumie to dwójki.-powiedział a mi serce stanęło czekając na reakcje przyjaciół.
_________________________________________________________________________
Witajcie kochani!:*
z góry przepraszam,że na tak długo pozostawiłam was bez rozdziału,ale naprawdę miałam i nadal mam ciężki czas w życiu, dzisiaj jeszcze mi dorosło mi zmartwień i poważnie dzisiaj tylko leże w łóżku. Rozdział jest o niczym wiem,ale naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak skomponować coś mądrego. Z wami też nie wiem jak jest, wyświetlen jest dużo,za niecałe 150 wyświetleń przekroczymy 51 tysięcy, piszecie do mnie prosicie o nowe rozdziały a z komentarzami śreednio bywa. raz ich jest dużo,raz mało,a one naprawdę motywują. Jak widzę,że jest ponad 20 komentarzy to dla mnie to naprawdę dużo, robi mi sie ciepło na sercu i wiem,że muszę coś wymyśleć aby was nie zawieść,także motywujcie mnie jak tylko możecie i komentujcie bo to naprawde pomaga! ;) no i przepraszam,ze jest po 22 a ja dopiero dodaje rozdział,ale napisalam go już o 18 i miałam go dodać,ale przyjaciółki wleciały mi do domu i nie miałam  jak dodac przy nich z racji,ze nikt nie wie o moim małym 'sekrecie' także zostawiam was już z 31 i życzę miłego czytania.
pozdrawiam i buziaki,Monika! :*
+ przepraszam,ze ostatnio na waszych blogach nie komentowałam,wszystko czytam na bieżąco,ale po prostu nie miałam czasu.byłam na wakacjach,a jak już czytam to często na telefonie. Obiecuję jednak,ze nadrobie wszystko,kocham was! : *
i oczywiście zapraszam was na mojego nowego bloga,do którego link znajdziecie w zakładkach ;)

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 30. 'Boję się,że znowu wszystkich zawiodę'

'-Jestem przerażona.Spotkajmy sie,błagam.'
'-Monika,co sie dzieje?! Dobra,za 15 minut tam gdzie zawsze!'-dostałam odpowiedź od Klaudii.


Akurat byłam w okolicy,więc wsiadłam w samochód i pokierowałam się w stronę ulicy półwiejskiej. Byłam w Poznaniu,więc pierwszą osobą,której postanowiłam powiedzieć o ciąży była Klaudia.Jest moją przyjaciółką odkąd tylko pamiętam. Między mną i Klaudią jest zupełnie inna relacja niż między mną i Natalią. Z Klaudią zawsze odbywałam bardziej poważne rozmowy, to z nią zawsze miałam swój pierwszy raz jeżeli chodzi o niektóre rzeczy. Zawsze była ode mnie odpowiedzialniejsza dlatego traktowałam ją często nawet bardziej jak starszą siostrę niż przyjaciółkę. Nie bałam się jej mówić czegokolwiek. Ufam jej bardziej niż komukolwiek innemu.Nawet Robertowi. Robert mnie zranił i to nie raz. A Klaudia nigdy. Zawsze jej się dziwiłam jak to możliwe,że ktoś może być aż taki idealny. Dlatego postanowiłam,że to ona powinna wiedzieć pierwsza. Pogadać o tym ze mną,coś mi doradzić. Wiem,że to Robert w sumie powinien wiedzieć pierwszy,ale jakoś narazie nie potrafię. Nadal ciężko mi uwierzyć,że jestem w ciąży.Że za siedem miesięcy będę matką. Dotarłam do umówionego miejsca i chyba po raz pierwszy będąc tutaj zamówiłam herbatę. W końcu kobiety w ciąży nie powinny pić kofeiny,a wiadomo,że teraz musze dbać o zdrowie nie tyle moje,co przedewszystkim tych dwóch małych istotek. Usiadłam przy stoliku i zobaczyłam biegnącą w moją stronę Klaudie.
-Monika co jest?! Co sie dzieje?!-spytała cała zdyszana.
-Spokojnie,oddychaj.-powiedziałam z uśmiechem,chociaż w głębi duszy krzyczałam z przerażenia. Bałam się tego momentu.Nie mam pojęcia jak jej o tym powiedzieć,jak komukolwiek o tym powiedzieć? Ja,młoda,rozkojarzona,roztrzepana,niezdecydowana i głupio uparta Jaworska-matką? Gdyby kilka dni temu ktoś mi to powiedział,z pewnością bym go wyśmiała. A teraz? Jestem przerażona,ale także jednocześnie szczęśliwa.Będę matką.
-Będziesz ciocią.I to podwójną.-powiedziałam cicho, początkowo poważnie,ale potem uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie tak to chciałam zrobić,ale wyszło jak wyszło.
-Słucham?! Spodziewacie sie małych Lewandowskich ?! O mój Boże, Jaworska matką! Moja mała Jaworska matką! Chodź tu kochana,się przytul!-Przytuliła mnie z całych sił. Po chwili jednak sie ode mnie odsunęła,chociaż jej ręce nadal spoczywały na moich ramionach.
-A jak Robert zareagował?
-Nie zareagował. Jeszcze mu nie powiedziałam.
-To na co ty czekasz? Aż będziesz chodzić z wielkim brzuchem i sam zauważy,że jesteś gruba? Aż taki głupi to on nie jest,zorientuje sie,że jego dziewczyna jest w ciąży!-Szczerość Klaudii pomimo,że była bezlitosna zawsze w jakimś stopniu pomagała i motywowała.
-Nie chcę mówić mu o ciąży przez telefon,weź przestań.
-To bierz tyłek w troki i do samolotu do Kiszynowa!
-Przecież i tak za dwa dni tam jadę. W tym czasie obmyślę sobie plan. A poza tym chcę tu trochę pobyć. W Poznaniu jestem raz na pół roku,a ty i tak mnie wyrzucasz...-żartując sobie z niej wygięłam usta w podkówke i udawałam urażoną.

***

Te dwa dni były dla mnie straszną katorgą.Wszyscy,którzy mnie znają dobrze wiedzą,że jestem straszną gadułą.A teraz? Jestem w ciąży i nawet nie mogę nikomu o tym powiedzieć. W sumie mogę,ale obiecałam sobie,że najpierw powiadomię o tym Roberta,a dopiero później wspólnie powiadomimy naszych bliskich. Idealny rodzinny obrazek. Męczy mnie jedynie jedno. Czy aby tylko na pewno jesteśmy gotowi na bycie rodzicami? Okej, Robert ma 24 lata,ale.... to nadal jest Robert.Czasami trochę bardzo głupi,denerwujący,nieuważny,wkurzający się jak wygrywam z nim w fife....Dzieci kochają jego,a on je. Nieraz się z resztą o tym przekonałam, będąc u Piszczków czy Błaszczykowskich,kiedy to i Sara i Oliwka nie odstępowały go na krok. Liczył się tylko wujek Robert,nikt inny.Świata poza nim nie widziały, podobnie zresztą jak ja.

***

Siedzę w samolocie.Za blisko godzinę będę w Kiszynowie,a ja zamiast się cieszyć,że po 4-dniowej przerwie spotkam ukochanego i będę mogła w końcu wszystko z siebie wyrzucić i go powiadomić to siedzę i to stresuję. Chyba nigdy nie czułam tak ogromnej obawy, jak w tym momencie. Nawet pisząc mature się tak nie czułam! Wysiadka..Wychodzę z samolotu i przechodząc przez Mołdawiańskie lotnisko kieruję się prosto do taksówki,do hotelu. Lewego spotkam dokładnie 10 minut przed rozpoczęciem meczu,super ważnego meczu z Mołdawią,który przesądzi o losach polaków w eliminacjach MŚ2014. Wiem,że mówienie mu o tym przed meczem to będzie chyba najgorsze co mogę zrobić,bo go zdekoncentruję,ale znając mnie pewnie palnę coś bez zastanowienia.
Wchodzę do hotelu,a tam kompletna cisza. Zero krzyków, zero odgłosów odbijanej piłki,gry na play station czy śmiechu Wasyla. Zero.Chłopcy widocznie wybyli już na ostatni trening,a po hotelu kręci sie tylko i wyłącznie obsługa. Wjeżdżam na 4 piętro i zajmuję pokój 258. Do meczu zostały mi niecałe trzy godziny. Jak przed każdym meczem Roberta,strasznie się stresuję. Wiem,że da sobie rade.Zawsze daje,ale to jest mecz reprezentacyjny,a wiadomo jak ostatnimi czasy Lewandowski radzi sobie w kadrze.Jest ciężko,zarówno mi jak i jemu. Chcąc się chociaż trochę odstresować postawiłam na ciepły prysznic.Weszłam do łazienki i stanęłam przed ogromnym lustrem.Podniosłam koszulkę i zaczęłam oglądać swój jeszcze płaski i umięśniony brzuch.Od zawsze byłam szczupła,więc ciężko myśleć mi o tym,że za jakiś czas mój brzuch będzie ogromnych rozmiarów.Głaskając się po brzuchu poczułam,że zaczyna się lekko zaokrąglać.
-Cześć skarbeńki.-szeptałam do tych dwóch małych istotek,wewnątrz mnie cały czas się uśmiechając i jeżdżąc dłonią po brzuchu.-jeszcze chwila i zobaczymy sie z tatusiem.
Miałam wziąć szybki prysznic,a kąpiel zajęła mi ponad trzy kwadranse.W końcu jednak cała zrelaksowana wyłoniłam się z zaparowanej łazienki.Ubrałam koszulkę reprezentacyjną z 'dziewiątką' na plecach,białe rurki i białe niskie conversy.Całość dopełnil złoty zegarek od ukochanego i delikatny makijaż.

***

Już się nie stresowałam.Nie aż tak bardzo.Cieszyłam się,że w końcu powiem Robertowi i oboje będziemy cieszyli się z tego,że za kilka miesięcy będziemy rodzicami.
Pod Stadionem nadal było mnóstwo kibiców ubranych w biało-czerwone barwy.Miło było widzieć,że pomimo tego jaki kryzys przeżywa nasza reprezentacja,kibice nadal w nas wierzą i nas wspierają.
15 minut do meczu...Chłopcy byli w szatni dodając sobie ostatnie słowa otuchy,przed pierwszym gwizdkiem,a ja stałam w holu przed wejściem na murawe.Reprezentanci Mołdawii powoli zaczęli sie schodzić.Polacy podobnie.Narazie wymieniliśmy między sobą tylko krótkie 'cześć' i każdy zajął sie własnym nosem.Z szatni wyszedł także reprezentacyjny napastnik i jak tylko mnie zobaczył podszedł do mnie i ucałował prosto w policzek.
-Boję się.Boję się,że nie strzelę i znowu wszystkich zawiodę.-mówił przygnębiony i smutny.
-Dasz rade.Jesteś przecież pogromcą Realu,pamiętasz?-zaśmiał sie lekko,ale po jego twarzy widziałam,że jest mu ciężko.-Trzymam za Ciebie kciuki,a w sumie to trzymamy.-powiedziałam i pogłaskałam się po brzuchu,dając mu znać do czego zmierzam. Spojrzał na mnie pytająco.
-Czy dobrze rozumiem i myślimy o tym samym?-uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam głową.-Jesteś w ciąży?!-ponowiłam swój gest i widziałam jak niebieskie tęczówki mojego ukochanego robią się wielkości pięciozłotówek.
-A wiesz co jest najlepsze? Że to bliźniaki.
-Bliźniaki?! Kochanie to najlepsza wiadomość na świecie!-pocałował mnie i okręcił wokół własnej osi.
-Ale ciii, nic nikomu nie mów.Narazie.Nie rozpraszaj chłopaków przed meczem i przede wszystkim sam sie nie rozpraszaj!
-Obiecuję! Kocham Cie,wiesz?-ucałował mnie w policzek i ustawił się w rządku chłopaków z orzełkami na piersi.

______________________________________________________________________________
Dziendobry! Już z wami jestem! :)
przepraszam za tak późną porę,rozdział miałam dodać jutro,ale zobaczyłam,że dzisiaj mijają równe dwa tygodnie od poprzedniego rozdziału...poza tym jak zobaczyłam liczbę komentarzy to prawie się popłakałam.
dziękuję wam,za to co robicie,za to,ze jesteście,za wszystko! kocham was!♥
W ogóle muszę wam się pochwalić,ze w zeszły wtorek prawie zeszłam na zawał xd
byłam na prezentacji Lecha i może go kojarzycie,może nie ale Darek Formella stał półmetra ode mnie i dając mi autograf puścił mi oczko i sie tak ślicznie uśmiechnął! aaaa jako jedynej na dodatek! nie wiedziałam co mam zrobić,więc tylko się uśmiechnęłam :D wbijajcie na nowego bloga,a za wszelkie błędy mi wybaczcie,ale wczoraj byłam na 18-nastce,po 1 w nocy byłam w domu i od razu poszłam spać,a dzisiaj przed 6 rano już spać nie mogłam...jestem strasznie zmęczona,ale dodaje specjalnie dla was! trzymajcie sie!:)
+ przed 4 sierpnia rozdział sie jeszcze pojawi,bo potem wyjeżdżam,więc nie zostawię was bez i nadrobię pisanie w samochodzie,na plaży,gdzie sie da! :D buziaki!

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 29. 'Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny.'

Po mile spędzonych dwóch dniach we Francji musieliśmy wracać. Co prawda Robert mógłby zostać,bo ze względu na noge nadal pauzuje,ale mnie wzywały obowiązki służbowe. Po wygranym finale Ligi Mistrzów* z Bayernem,w którym Robert uparł się,że wystąpi i wystąpił,a nawet strzelił dwie bramki dające zwycięztwo.Po Finale mieliśmy zaplanowany wyjazd do Polski. Drugiego czerwca,czyli dzień ostatniej kolejki Ekstraklasy zbliżał się wielkimi krokami. Oboje stwierdziliśmy z Robertem,że musimy być na Bułgarskiej w dniu meczu Lech Poznań-Korona Kielce z racji,że Kolejorz gra o Mistrzostwo Polski.
Ja jako rodowita Poznanianka i zagorzała kibicka Lecha i Roberta jako jego kibic i były zawodnik stwierdziliśmy,że nie możemy opuścić tego meczu.

Dzień drugiego czerwca,Stadion Miejski przy ulicy Bułgarskiej. Wraz z Robertem siedzimy w loży Vip. A obok nas najlepszy skład Lecha jaki chyba kiedykolwiek istniał. Zawodnicy z kadencji gdy Robert jeszcze grał w poznańskiej drużynie,głównie z sezonu 2009/2010. Między innymi Sławek Peszko-przyjaciel Roberta,którego już poznałam,ale także Semir Stillić,Jakub Wilk,Grzegorz Wojtkowiak. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu,że marzenia jednak się spełniają.Wystarczy po prostu uwierzyć w siebie i dąrzyć do postanowionego sobie celu,a cały świat będzie u naszych stóp.
Mecz trwa a ja siedzę jak na szpilkach.Strasznie się denerwuje jak zakończy się ten mecz. W koncu słychać ostatni gwizdek sędziego i... Lech Poznań po raz siódmy  w historii zdobywa Mistrzostwo kraju!** Euforia,radość i przede wszystkim duma kibiców jaka panuje na stadionie jest nie do opisania.
Chwytam Roberta za ręke i zbiegam z trybuny,wbiegając na boisko. Podbiegam do chłopaków,którzy płaczą ze szczęścia i rzucam się w ramiona najpierw Jasminowi,a potem wszystkim pozostałym.Także Łukaszowi. Wszyscy razem,wspólnie z kibicami śpiewamy najpierw hymn,a potem także kibicowskie przyśpiewki.Nie powiem,ale zdziwiło mnie,że Robert także wszystkie zna!Niby grał w Lechu dwa lata,ale nie sądziłam,że aż tak się w to czuje.
Cały czas czuję jak Lewandowski trzyma mnie za ręke,lub czule obejmuje,czemu bacznie przygląda sie Łukasz. Myślałam,że wszystko sobie wyjaśniliśmy,ale po jego minie widzę,że to wszystko go boli.
A ja nie chcę go ranić. Więc puszczam rękę ukochanego i przytulam się do Łukasza, a on obejmuje mnie swoimi silnymi ramionami. Sama tak naprawdę nie wiem co robię,ani dlaczego,ale to było po prostu silniejsze ode mnie. Kocham Roberta,to wiem na pewno. Ale czy po jednorazowej przygodzie czuję coś do Łukasza? Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Wiadomo,jakiś sentyment zawsze będę do niego miała w końcu wylądowaliśmy razem w łóżku,ale czy przez zwykły sentyment czułabym to co czuję teraz?
Odsuwam się od blondyna i patrząc w jego niebieskie tęczówki wyszeptuję tylko krótkie 'przepraszam' i odchodzę.

Zdziwiła mnie jedynie reakcja Roberta. Myślałam,że będzie miał o to do mnie pretensje,a on gdy do niego podeszłam i się przytuliłam,musnął wargami moje czoło. Nie za bardzo zrozumiałam tej reakcji,ale cieszyłam się,że mój niekontrolowany wybryk nie będzie nas kosztował rozstania,jak to było kilka miesięcy temu.
Po świętowaniu Mistrzostwa Polski,zostałam jeszcze w Poznaniu na kilka dni,a Robert wyjechał na zgrupowanie reprezentacji do Kiszynowa. Ze względu na to,że podczas ostatnich wyjazdów coraz częściej źle się czułam,było mi słabo,a nawet wymiotowałam postanowiłam udać się do lekarza. Nigdy nie cierpiałam na żadną chorobę lokomocyjną,chociaż bardzo dużo podróżowałam. Wątpiłam,że w wieku prawie dwudziestu lat wykryją u mnie coś takiego,ale wiadomo świat medycyny jest nieprzywidywalny i wszystko może sie zdarzyć. Z racji,że nadal byłam w Poznaniu postanowiłam pójść do mojej ukochanej pani doktor,która była ze mną od moich narodzin. Moi rodzice znają ją bardzo dobrze,więc tak naprawdę była dla mnie niemal jak ciocia.
Wchodząc do kliniki zauważyłam,że od wielu lat nic sie tu nie zmieniło. Delikatnie pomarańczowe ściany,jasne meble i cały czas ta sama blondwłosa recepcjonistka.
-Dzieńdobry, ja przyszłam do pani doktor Maćkowiak.
-Pani doktor za chwilę tak naprawdę kończy swoją zmiane,ale spytam czy zdoła przyjąć jeszcze jedną osobę.
-Dziękuję bardzo.-odpowiedziałam i posłałam jej serdeczny uśmiech.
-A jak się nazywasz?-blondynka także obdarowała mnie ciepłym uśmiechem odchodząc od biurka.
-Monika Jaworska.
Weszła do gabinetu,a już po chwili wróciła.
-Możesz wejść,pani doktor poświęci ci kilka minut.

Weszłam do śnieżnobiałego gabinetu,w którym czekała na mnie moja 'ciocia'.
Ze względu na to,że mało chorowałam,więc bardzo rzadko tu bywałam pani Paulina przywitała mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i mocnym uściskiem.
-Monika,ale ty wyrosłaś!
-Oj tam,wcale nie.Jedynie kilka kilogramów i centymetrów mi doszło,ale to wszystko. Wiadomo lata lecą.
-Co Cie do mnie sprowadza?-spytała i poszła szukać mojej kartoteki lekarskiej,z którą wróciła zanim zdąrzyłam odpowiedzieć.-Jeju,naprawdę długo Cie tu nie było.Ostatnio w lipcu 2011.A mamy czerwiec 2013.Cóż odporności nie jeden może Ci pozazdrościć.-powiedziała na co obie lekko się zaśmiałyśmy.
-Zaczęło mnie niepokoić,że od blisko półtora-dwóch miesięcy podczas moich wyjazdów za każdym razem jest mi niedobrze,albo wymiotuje. Z resztą ostatnimi czasy nie tylko podczas wyjazdów.Jak ostatnio w Dortmundzie podczas biegania też nie czułam się najlepiej.Być może to z przemęczenia. Jak tylko jestem w domu to ćwiczę i ćwiczę, pomagam Robertowi w samodzielnych treningach no i ciągle mam jakieś wyjazdy co się równa z częstym lataniem samolotami czy pociągami.
-To myślę,że możesz pogratulować zarówno sobie jak i Robertowi,bo na 85% jesteś w ciąży,ale żeby się jeszcze upewnić skieruj się tutaj.-odpowiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy,podając mi małą karteczkę z jakimiś lekarskimi bazgrołami. A ja siedziałam półprzytomna i w myślach analizowałam to co właśnie usłyszałam.Ja i ciąża? Owszem,żartowałam ostatnio z Bobciem,że urodzę mu całą drużynę piłkarską,ale nie sądziłam,że stanie się to tak szybko. Mam niecałe 20 lat! Nie jestem jeszcze gotowa na dziecko.Chyba. Bez słowa wstałam i wyszłam z gabinetu. Nogi same poniosły mnie pod sale,która zapisana była na małej karteczce.

***

Czyli stało się. Jestem w ciąży. Połowa drugiego miesiąca. Ja,jestem w ciąży. Pod przychodnią wsiadłam do samochodu i jedynie przyglądałam się małemu zdjęciu,które przed chwilą dostałam od lekarza.
Zdjęciu,na którym sa moje maleństwa.Dwa maleństwa. Owoce miłości mojej i Roberta. Jeszcze pół godziny temu twierdziłam,że nie jestem gotowa na bycie matką.A teraz? Siedze i wyobrażam sobie Roberta z dziećmi i to jak nasze życie będzie wyglądało. Pierwsze zmienianie pieluch,wspólne spacery i pierwsza szkoła. 
Nie wiem tylko jak powiedzieć o tym Lewemu. Od zawsze w życiu kieruję się tym,że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny.Tym razem jest tak samo.
Ale z racji,że Roberta i mnie dzieli jakieś 700 kilometrów nie bardzo mam możliwość powiedzenia mu o tym.Nie chcę robić tego przez telefon czy skype. Z drugiej strony muszę komuś o tym powiedzieć.Tylko komu jako pierwszemu?

____________________________________________________________________________
Jestem,wróciłam!
Pomimo,że w rozdziale wszystko i nic,pomieszane jak cholera to mam nadzieję,że wam sie spodoba.
Na pewno nie każdy z was jest kibicem Lecha czy coś i od razu was za ten wątek przepraszam,ale napisałam ten rozdział po przegranym meczu Lech-Legia i musiałam dać upust moim smutkom.xd 
Jestem takim super informatykiem,że w końcu zrobiłam jakiś porządny wygląd tego bloga,nad nowym jeszcze muszę popracować i oczywiście zapraszam na niego! Prolog,bohaterowie i zapowiedź już jest! :)
Trzymajcie się i życzę wam udanych wakacji,które już trwają! buziaki! : ***

cant-forget-this-love.blogspot.com

PS.nie planowałam całej tej ciąży. W sumie sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może dlatego,że nie chciałam konczyć tego opowiadania a coś musiało dziać sie dalej? być może.mam w każdym bądź razie nadzieję,że wam sie spodoba.

*moja wyobraźnia. Bayern w rzeczywistości wygrał finał LM.
** koja wyobraźnia numer dwa, Lech Poznań został wice mistrzem Polski.

wtorek, 2 lipca 2013

Nowość.

Powiem szczerze,że nie planowałam robić tego już teraz,ale stało się to tylko i wyłącznie pod wpływem jakiegoś impulsu. Miałam to opowiadanie w planach już dawno,ciągle jakieś nowe pomysły krążyły mi po głowie i stało się! Powstalo nowe opowiadanie. Mam napisany dopiero prolog,który powinien zostać opublikowany za kilka dni i to na tyle. Na pewno tutaj rozdziały będą pojawiać się częściej niż  na nowym, bo chcę historię Moniki i Roberta skończyć i dopiero rozwijać drugą historię.Czyją? Zapewne niektóre z was zorientują się po nagłówku.Nowa historia jest zupełnie inna niż ta.Nie będzie nagłej miłości,która w nich wybuchnie.Nie, to opowiadanie będzie zupełnie inne. Przechodzę ostatnio trochę cierpienia i muszę dać temu upust.A najbardziej mogę rozładować się dzięki pisaniu. Mam jedną tylko obawe. Aleksandar czyli bohater nowego opowiadania nie jest taką wielką gwiazdą jak Robert i boję się,że może to wszystko nie mieć takiego rozmachu jak to. Ale szczerze? Nie obchodzi mnie liczba komentarzy tylko ich jakość i stali czytelnicy,którzy mam nadzieję mnie nie opuszczą. Wiadomo komentarze i wyświetlenia są ważne bo dają mi moc i motywajcę,ale nie są najważniejsze. Tutaj rozdział pojawi się myślę jeszcze w tym tygodniu. Jeszcze raz życzę wam miłych wakacji. Mam nadzieję,że będe mogła na was liczyć,buziaki,trzymajcie sie!:*
Monika.

http://cant-forget-this-love.blogspot.com/

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 28 'Wycieczka do..no właśnie,dokąd?'


On jest moim wszystkim.
Bez niego nic nie ma sensu.

***

Maj.Od zawsze lubiłem ten miesiąc.Nie tylko ze względu na piłkarskie finały,ale głównie ze względu na coroczne przedwakacyjne wyjazdy.Zaraził mnie tym mój tata,a gdy zmarł postanowiłem kontynuować naszą 'tradycje'.Pomimo ostatnich komplikacji,po których już tak naprawdę nie ma śladu,w tym roku także postanowiłem wyjechać. Gdzie,kiedy i z kim? Wszystko sie okaże.

***

I znowu jest jak w raju.Obudziłam się w sypialni Lewandowskiego z głową na jego piersi. Po cudownie spędzonej nocy przyszła szara rzeczywistość,a dokładniej najpierw zajęcia na uczelni,a później kilka godzin spędzonych w biurze. Otworzyłam oczy,a przez ogromne okno wdawały sie promienie słońca lekko podkreślając bladość mojej skóry.Przeciągnęłam się i usłyszałam głos mojego ukochanego:
-No w końcu.Już myślałem,że sie nie obudzisz.-powiedział i zaczął całować moją szyje.
- Przecież mogłeś mnie obudzić...
-Nie miałem serca, za słodko wyglądasz jak śpisz.-odpowiedział i uśmiechnął sie promiennie.
-Ojeju,jakiś ty kochany.-obdarowałam go całusem.Jednym,drugim a potem następnym i następnym.
Nasze pocałunki stawały sie coraz bardziej zachłanne.
-Powtarzamy wczorajszą noc?-spytał Robert pomiędzy pocałunkami, jednocześnie dobierając sie do mojej koszulki. Nagle rozbrzmiał mój budzik.
-Może wieczorkiem.-Lewus nie ustępował i nadal całował moją szyje.
-No prosze,kochanie. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o dzieciach? Może teraz jest idealna okazja?-spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.Trudno było nie odwzajemnić tego uśmiechu,więc także się uśmiechnęłam.
-Misiek urodzę Ci całą drużynę piłkarską, no może prócz bramkarza,ale pozwól wyjść mi z łóżka.-mój mężczyzna wybuchnął śmiechem,a ja chcąc go przekonać do puszczenia mnie dałam mu buziaka,ale Robert zamiast mnie puścić to przytulił sie do mnie jeszcze bardziej.Mądre Jaworska.
-Okej, trzymam Cie za słowo. Ale dlaczego akurat prócz bramkarza? Małych Lewandowskich nigdy za wiele!
-Tutaj damy pole do popisu Wojtkowi i Sandrze.-cały poranek z uśmiechem na twarzy zapowiadał wspaniały dzień.Lewus znowu wybuchnął śmiechem,po czym zaczął turlać sie oczywiście ze śmiechu po swoim ogromnym łóżku,dzięki czemu mi udało się uciec i uszykować do pracy.

Po dosyć luźnych zajęciach na uczelni i kilku strasznych godzinach w pracy,jedyne o czym marzyłam to gorąca herbata, wygodne łóżko i ramie mojego ukochanego. Wyszłam z biurowca,a pod budynkiem stało czarne Audi i oparty o nie przystojniak. Kim był ten przystojniak? Chyba nie trudno odgadnąć.
Podeszłam do niego i obdarowałam go gorącym pocałunkiem. 
-Co Cie naszło,że przyjechałeś po mnie do pracy?-spytałam nie kryjąc zdziwienia.
-A to jeszcze sie okaże.-odpowiedział z zawadiackim uśmieszkiem.
-Planujesz coś?
-Cierpliwości kochanie,cierpliwości.

Uparty Lewandowski za żadne skarby nie chciał powiedzieć gdzie jedziemy.Zdziwiłam się jednak kiedy zobaczyłam,że wjeżdżamy na Dortmundzkie lotnisko.
-Robert co ty kombinujesz?-spytałam,przerażona? Tak,chyba tak,ale także zdziwiona i może lekko rozbawiona.
-Nic takiego.Zobaczysz.-zaparkowaliśmy pod lotniskiem.Lewy wysiadł z samochodu i zaczął wyciągać walizki! Skąd on do cholery ma te walizki? Wiedząc,że i tak nie powie mi co kombinuje, po prostu za nim poszłam.

Po kilku godzinach lotu,wylądowaliśmy. Gdzie? W Paryżu! Zarówno na lotnisku jak i w taksówce zadawałam kolejne pytania,ale szanowny pan Robert Lewandowski na żadne z nich mi nie odpowiedział.Wysiedliśmy pod dobrze znanym mi paryskim hotelem. Za każdym razem kiedy przyjeżdżałam tu w sprawach zawodowych zatrzymywałam się właśnie w tym hotelu.
Weszliśmy do pokoju 217 i Lewy od razu zaciągnął mnie na balkon.
-I jesteśmy na miejscu!-Robert teatralnie rozłożył ręce,a za nim rozchodziła sie piękna panorama Paryża.Byłam tu już wiele razy,ale nigdy nie patrzyłam na to miejsce w taki właśnie sposób. Chyba nie bez powodu nazywane jest miastem zakochanych.
A teraz jestem właśnie tu, na szóstym piętrze hotelu,naprzeciwko wieży Eiffla z mężczyzną,bez którego nie wyobrażam sobie życia. Byłabym głupia mówiąc,że jest idealnie. Tego wszystkiego nie da się tak po prostu opisać słowami.
-Nie wiem co mam powiedzieć.Pięknie to za mało powiedziane.Dziękuję.-powiedziałam i rzuciłam mu się na szyje,obdarowując go pocałunkami.
-Za co dziękujesz? Przecież nie za bardzo ma za co..
-Jak to nie? Dziękuję Ci za wszystko. Nie tylko za tą wspaniałą niezapowiedzianą wycieczke. Głównie za to,że po prostu jesteś. Za to,że mnie kochasz,za to,że cie poznałam i nie zrezygnowałeś ze mnie ot tak. Kocham Cie.
-Ja Ciebie też.-nasze usta ponownie złączyły sie w pocałunku. Wyjątkowo magicznym. Nasze usta spoiły się na tle pięknego krajobrazu Paryża z jasno świecącym księżycem. Atmosfera była wyjątkowa i pocałunek także.
-Ale z jakiej to okazji?-spytałam.
-Dzisiaj mija równy rok od naszego pierwszego pocałunku.-oczy mi się zaszklily i znowu nie wiedziałam co mam powiedzieć.Przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam po czym ucałowałam go w policzek.-Ale to nie wszystko.-kontynuował.-Mam jeszcze jedną niespodziankę. Obróć sie i zamknij oczy.
Zrobiłam jak kazał. Obróciłam się, nie zamykałam jednak oczu.Nie potrafiłam,mając cały Paryż u swych stóp.Momentalnie na swojej szyi poczułam coś chłodnego.Odwróciłam się przodem do mojego lubego i spojrzałam na swój dekolt,na którym wisiał piękny,srebrny łańcuszek z małą literką 'R'.
-To tak na wszelki wypadek. Żebyś zawsze o mnie pamiętała i żeby zawsze jakaś mała cząstka mnie była obok Ciebie.
-Jest piękny dziękuję.-Popłakałam się,a Lewy przytulił mnie swoimi silnymi ramionami.
-Kocham Cie.
-Ja Ciebie też,Robert.

Po naszym miłosnym wyznaniu z racji iż był środek nocy poszliśmy do łóżka i miło spędziliśmy reszte nocy.
Tak naprawdę to dopiero teraz,po blisko pięciu miesiącach zrozumiałam,że rzeczywiście nie wyobrażam sobie życia bez Roberta. Nie wyobrażam sobie nie zasypiać u jego boku i budzić się obok jego uśmiechniętej twarzy.Jest moim wszystkim.Życiem,powietrzem,miłością a przede wszystkim przyjacielem. Kocham go.Kocham mojego czasem cichego,czasem denerwującego,ale zawsze kochanego Roberta Lewandowskiego.

_____________________________________________________________________________
Witam dziewczęta!
Na sam początek mam dla was złą wiadomość. Z racji głównie tego,że zbliżają się wakacje chcę znieść zasade 'Rozdział co środe.'. Jest to dla mnie dosyć spore utrudnienie już teraz a co dopiero w wakacje. Bedą wyjazdy więc będę miała czasu na pisanie rozdziałów w zeszycie,a co dopiero tutaj skoro nie zawsze będę miała dostęp do mojego laptopa czy internetu. Nie wiem czy powrócę do tej zasady. Jest to dla mnie dosyć spore utrudnienie, czuję przez to straszną presję przez co też czasami trudno napisać mi kolejny rozdział.Mam nadzieję,że to mi wybaczycie,a rozdział wam się podoba. Oczywiście! Nie będę was zostawiać bez rozdziału na miesiąc czy więcej,ale myślę,że jakoś raz na dwa tygodnie byłoby odpowiednie. I teraz najważniejsze!! Szukam osoby,która byłaby w stanie zrobić mi nagłówek.Nie do tego a innego opowiadania,które planuje. Nie musi to być jakiś bardzo sprecyzowany nagłówek,ale żeby wygladał profesjonalnie.Jeżeli jest ktoś taki to piszcie albo pod komentarzami,albo na moje gg,które znajdziecie w zakładce 'o mnie'. trzymajcie się cieplutko i życzę miłych wakacji no i pogody oczywiście. buźka! :*

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 27. 'Witamy z powrotem! '

Jak zawsze o tej porze wracałem do domu z siłowni.Był późny wieczór,więc na ulicach właściwie zero ruchu.Mijały mnie jedynie pojedyńcze samochody.Pomyślałem,że się trochę rozluźnie i pośmigam po ulicach nia patrząc na szybkościomierz.Docisnąłem pedał gazu i w końcu czułem się jak ryba w wodzie. Podczas jazdy samochodem podobnie jak w życiu czy na boisku, nie lubiłem ograniczeń..Wskazówka na szybkościomierzu pokazywała 230 km/h i wtedy minął mnie jakiś samochód! O dziwo,znajomy samochód! Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to,że chwile później ten sam samochód zajechał mi droge!
Próbowałem go wyminąć, nie dałem rady. Potem był już tylko straszny ból,ciemność i pojedyńcze głosy,które co jakiś czas wymawiały moje imie.

                                                                             ***

Minęło kilka dni.Robert nadal nie wybudzał się z narkozy po operacji.Co prawda jego stan był stabilny,ale nie zmieniało to faktu,że się bałam. Strasznie się bałam.Wzięłam wolne w pracy.Szpital stał się moim drugim domem.Byłam tu od wczesnego poranka do póżnego wieczora kiedy tylko trwały odwiedziny.Zdarzało się nawet,że zostawałam na całe noce.Czas tutaj spędzałam na zmiane,albo na małym,plastikowym krzesełku pod salą ,albo na takim samym krzesełku  obok łóżka Roberta. Pani Lewandowska właśnie wyszła ze szpitala pójść do domu Lewego troche sie przespać,a BVB ma trening więc żadnefo z chłopaków też tu nie ma.Znowu siedziałam na tym nieszczęsnym krzesełku.Palce miałam wplecione w dłonie Roberta.Oczy powoli mi się zamykały,byłam potwornie zmęczona.Mimo woli położyłam głowe na udzie Roberta.
-M..Monika?-usłyszałam osłabiony głos.
-Kochanie jestem obok.Wszystko bedzie dobrze.-Mówiłam przez łzy. Robert,mój Robert się wybudził!
-Proszę cię,nie płacz...Wiesz,że nienawidzę gdy przeze mnie płaczesz....-Dziękowałam Bogu za to,że Robert znowu jest obok mnie.Pocałowałam go w dłoń.
-Przepraszam,ale nie potrafie nie płakać.Nawet nie wiesz ile czekałam aż sie wybudzisz.
-Czyli już mnie nie nienawidzisz?-spytał.
-A czy ja cie kiedykolwiek nienawidziłam? Kiedy w końcu pojmiesz,że kocham Cie nad życie i nie potrafie bez Ciebie żyć,głupku.Ta cała nasza kłótnia to było naprawdę najgłupsze co mogliśmy zrobić.
-Trudno sie z tym nie zgodzić,ale pocałuj mnie.Błagam.-powiedział,a ja zrobiłam co chciał.Nie wierzyłam,że znowu mogę czuć jego wargi na moich ustach.Ponownie staliśmy się jednością.Poddałam się tej chwili,nie mogąc jednak cały czas zapomnieć o nodze Roberta.
-Jesteś sama?-zapytał po tym jak delikatnie się od niego odsunęłam.
-Tak,chłopcy w końcu poszli na trening, twoja mama pojechała do Ciebie do domu sie zdrzemnąć a Milena musiała wrócić do Warszawy...
-Czyli poznałaś już moją mame?-spytał niepewnie,lekko zdziwiony.No właśnie.Dziwnie niepewnie. Czy on wie o czymś o czym nie wiem ja?
-Oczywiście,że ją poznałam. Tej samej nocy kiedy Cie tu przywieziono. I muszę przyznać,że masz bardzo miłą mame. Naprawdę,świetna kobieta. Szkoda tylko,że poznałyśmy się w takich a nie innych okolicznościach.
-Naprawdę?-i znowu to zdziwienie! O nie Lewandowski tak sie nie bawimy!
-Co wiesz i dlaczego mi o tym nie mówisz?
-Ja nic nie wiem.-zaczął uciekać wzrokiem.Głupek jednak coś wie!
-Lewandowski mów co wiesz!
-Nie no dziwię się trochę.Nie mówiłem Ci tego,ale moja mama była dosyć długo przeciwna naszemu związkowi.Początkowo doczepiła sie tego,że jesteś kilka lat młodsza,ale jak jej wytłumaczyłem jaka jesteś naprawdę to i tak zawsze znalazła jakieś 'ale'. Ale wiedziałem,że chodzi jej tylko i wyłącznie o to,żebym wrócił do Anki,w którą była wręcz zapatrzona.Ale moja mama nie znała prawdziwej Ani.A na tobie poznała sie widocznie od razu,tym bardziej biorąc pod uwagę to w jakiej sytuaji sie poznałyście.Ale zmieńmy temat.Ważne,że sie dogadujecie.

Wtedy do sali wszedł lekarz.Zapewne dostał wiadomość,że pacjent ze sali 107 sie wybudził. No i stanie sie.Doktor zapewne przyszedł powiadomić Roberta o  komplikacjach z jego nogą.
-Witamy z powrotem panie Lewandowski. Jak sie pan czuje? Jest dobrze? Z resztą o co ja pytam! Jak obok taka piękna kobieta to grzechem byłoby czuć sie źle.-Wszyscy sie zaśmialiśmy.Z tego doktora był naprawde przesympatyczny facet!
-Rzeczywiście,ale trudno przy takiej kobiecie nie zgrzeszyć.-Lewy sie wyszczerzył, lekarz zaczął chichotać a Jaworska sie zarumieniła. Super.Naprawde super.
-Dobrze panie Lewandowski żarty żartami,ale niestety nie mam dobrej wiadomości.

Pan Darkus próbował powiedzieć to jak najdelikatniej mógł. Lewemu mina zrzedła.Wiedział,że coś jest nie tak. Nie wiedział jedynie,że jest aż tak źle.Lekarz powiedział o nodze Lewandowskiemu. Serce mi pękało kiedy zobaczyłam na jego twarzy grymas,a w oczach ból. Ogromny ból.
Piłka nożna jest dla niego wszystkim. Pracą,pasją,przeszłością,przyszłościa. Kiedy zmarł tata Roberta to na niej mógł wyładować wszystkie emocje,a teraz Bóg chce mu zabrać także to?
-Nie poddam sie tak łatwo...-powiedział cicho.
-Panie Robercie zrobimy wszystko co w naszej mocy.Obiecuję.-odpowiedział doktor Darkus.
Lekarz wyszedł a ja ponownie usiadłam na krzesełku obok Roberta. Chwyciłam jego dłoń i oboje milczeliśmy. Kompletnie nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.Nie chciałam go pociesza bo wiem,że tego nie lubi.Siedział na łóżku,a ja zmieniłam miejsce i usadowiłam sie obok niego.Wtulał sie w moją pierś,a ja głaskałam jego czarne włosy.
-Nie poddam się tak łatwo.Zobaszysz, będę grał w najlepszym klubie świata,będę mistrzem napastników, wygram Lige Mistrzów z Borussią i zacznę osiągać sukcesy z reprezentacją.Muszę.Muszę te zrobić.
-Przezwyciężymy to.Razem.Obiecuje kochanie.-powiedziałam i pocałowałam go czubek głowy.
Wiedziałam,że przed nami trudny czas.Jedynym plusem w całej tej sytuacji jest jedynie to,że znowu jesteśmy razem i wszystko to mozemy przezwyciężyć wspólnie.Nie poddam się.Zrobię wszystko żeby Robert znowu był zdrowy i mógł dalej grać.Nie mogę go zostawić.Nawet nie potrafie,a tym bardziej nie chcę.

***

Ostatnie kilka tygodni było bardzo trudne.Robert cały ten czas przeleżał w szpitalu,czekając na operacje.Strach zjadał nas od środka.Strasznie baliśmy sie,że coś może pójść nie tak i Robert już nigdy nie będzie mógł grać,albo nawet chodzić.Mieliśmy ogromne wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Miło było wiedzieć,że nawet w takiej sytuacji zawsze mamy na kim polegać.Cała Borussia przyjeżdżała do nas do szpitala w odwiedziny,ale to głównie Mario i Marco z Kubą i Łukaszem wspierali nas najbardziej.

Jak sie wkrótce okazało cały strach związany z operacją był niepotrzebny.Zabieg przebiegł pomyślnie bez żadnych komplikacji. Nogę Lewego udało sie uratować i jego zdrowiu nic już nie zagraża.Nasze życie znowu powróciło na dobry tor,a jedynym naszym zmartwieniem było jedynie to kto chciał śmierci mojego ukochanego i spowodował ten wypadek.Lewy mówił,że dobrze znał ten samochód,ale za chiny nie mógł go do żadnej ze znajomych osób dopasować.Mi jednak słowa Robcia utkwiły w pamięci i zaczęłam podejrzewać kto to taki mógł spowodować to wszystko.Nie  chciałam jednak wkurzać Roberta więc nie powiedziałam mu o swoich podejrzeniach. Przez ten czas wiele sie zmeiniło.Ja i Robert w końcu co siebie wróciliśmy,Natalia i Mario oficjalnie ogłosili,że są parą.A do Dortmundu przylecieli moi rodzice i mama Roberta,którzy w końcu mieli okazje sie poznać.Muszę przyznać,że oboje z Robertem denerwowaliśmy się przed tym spotkaniem. Jak się okazało-niepotrzebnie. Nasze rodziny bardzo sie polubiły. A z racji tego,że świetnie sie dogadywali umówili sie nawet na kolejne spotkanie,w Polsce! Miło było odczuć,że w końcu po kilku miesiącach moje życie znowu wygląda tak jak dawniej. Znowu jest idealnie. Między Robertem a mną nigdy tak naprawdę nie było lepiej jak jest teraz. Czas,który spędziliśmy osobno można nawet powiedzieć,że zrobił nam dobrze. Pokazał nam jak bardzo sie kochamy i że tak naprawde nie potrafimy bez siebie żyć.Na dodatek mamy wspaniałych przyjaciół i rodzine,która w pełni zaakceptowała nasz związek. Ostatnie kilka tygodni pomimo małych przeciwności możemy ocenić na wielką 5 z plusem!

____________________________________________________________________________
Już jestem, powróciłam! nawet nie macie pojęcia jak sie stęsknilam za tym wszystkim :)
bardzo przyzywczailam się do tego bloga i do was przez te 6 miesiecy i ciezko bylo tu nie zagladac tak czesto czy czegos nie napisać.
Powiem szczerze,ze ten rozdział miał być epilogiem i konczyć calą ta historię,ale nie potrafiłam zakończyć tego teraz i to w taki sposób. Ciezko bylo nie brac nad ranem czy późnym wieczorem długopisu i zeszytu do ręki i czegos nie napisać. Także mam nadzieje,że sie cieszycie :)
Uaktualniłam zakladke 'bohaterowie' gdzie pojawily sie 3 postacie. jeżeli chcecie wiedzieć co u mnie na bieżąco albo piszcie na gadu gadu,albo zapraszam na mojego twittera.
trzymajcie się i widzimy sie za tydzień, buziaki! :*
a tak wgl,jakie zamieszanie ze ślubem Lewego.xd masakra, w sumie to nie moge sie doczekać, jestem ciekawa jak beda wyglądali no i na slubie będzie Peszko,co lepsze bedzie świadkiem! Lechitki wiedzą o co chodzi i dlaczego sie tym jaram. dobra nie rozpisuje sie, buźka!:*