środa, 2 października 2013

Rozdział 35 'czas obumierania marzeń..'

"Bo nikt nie chce przechodzić przez wszystko sam,
wszyscy chcą wiedzieć,że nie są sami"*


-Słucham? Jak to jesteś chory? O czym ty pieprzysz?-nie mogłam tego pojąć. Niczego.Ani mojego zachowania,dlaczego zaczęłam podnosić na niego głos,ani tego dlaczego nie powiedział mi wcześniej skoro wiedział.
-Mam raka tarczycy...Mogę umrzeć w każdej chwili. W ciągu kilku tygodni,miesięcy.Dłużej niż rok już nie pożyje..-widziałam ból. Straszny ból w jego oczach,ból którego nie da sie opisać. No bo co ma powiedzieć czlowiek,który wie,że w każdej chwili może umrzeć? Który przede wszystkim, ma tego pełną świadomość.
Nie mieściło mi sie to w głowie. Nie wierzyłam w to. W jednej chwili nawet pomyślałam,że zmyśla,zwyczajnie mnie okłamuje bo nie chce sie przyznać,że prócz mnie jest ktoś jeszcze. Ale tego bólu w jego oczach nie dało sie pominąć. Bił jak szpitalne światła do źrenic. Wszystko legło w gruzach....W ciągu kilku minut. Ale właśnie tak skonstruowane jest życie.Tylko czy zawsze musi być tak,że gdy w końcu zaczyna być idealnie wszystko musi sie popsuć? Wszystko musi szlak trafić? I to jeszcze teraz?
Modliłam się,że może obudzę się i wszystko okaże sie tylko snem. Uchwyciłam się tej nadziei. Jedno wiedziałam na pewno:moje dotychczasowe życie było snem.Rzeczywistość nadeszła teraz.
-Robert,wyjdziemy z tego.Razem.-powiedziałam przez łzy,przytulając go do swojej piersi.
-Kocham Cie.-powiedział...tak bardzo bezradny.
-Wszystko będzie dobrze obiecuje.-wiedziałam,że w pewnym sensie rzucam słowa na wiatr. No bo ileż można obiecywać sobie, że będzie dobrze, jednocześnie czując, że nadciąga najgorsze?
-Monika..przepraszam...-odsunęłam go od siebie tak, aby patrzeć mu prosto w jego niebieskie oczy. Siedział naprzeciwko mnie,wpatrując sie we mnie.W każdy najmniejszy cal mojej twarzy,zupełnie tak jakby mógł patrzeć na nią ostatni raz i chciał ją dokładnie zapamiętać.
-Robert o czym ty mówisz? Za co niby mnie przepraszasz?-przeczuwałam najgorsze. Bałam się,że powie mi coś czego już naprawde sie nie spodziewałam,mówiąc że ta choroba to tylko wymówka. Ale o tym mogłam tylko pomarzyć.
-Za to,że to wszystko tak wyszło.To nie tak miało być,nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy wziąć ślub w Barkowej Farze w Poznaniu...w moim ulubionym i najpiękniejszym kościele,za czasów gdy jeszcze tam mieszkałem. Mieliśmy wspólnie wychowywać nasze małe pociechy. Mieliśmy zamieszkać w pięknym domu pod Dortmundem, z naszymi dziećmi i psem,a pod koniec mojej kariery mieliśmy wrócić do Poznania,pamiętasz? A ja wszystko zepsułem...Ta pieprzona choroba zepsuła wszystko co tak długo planowaliśmy! Miałem Cie uszczęśliwiać do samego końca! Dlatego nie chce żebyś cierpiała przeze mnie i patrzyła na to jak umieram...Nie potrafiłbym sobie tego wybaczyć.Nigdy.-jak gdyby nigdy nic brunet podniósł się z narożnika i lekkim krokiem zaczął zmierzać do wyjściowych drzwi w kolorze orzechowym.Wyciągnął z suwanej szafy podręczną torbę i spojrzał na mnie z ogromnym smutkiem.Siedziałam zamurowana.Nie miałam zielonego pojęcia co on wyrabia!
-Kochanie jesteś jedynym mężczyzną,który czyni mnie szczęśliwą!-krzyknęłam za nim i zaczęłam podążać jego śladem.Podnióśł prawy kącik swoich ust,w nikomym uśmiechu i wyszedł.-Robert co ty wyrabiasz?! Wracaj!-krzyczałam za nim,ale on wsiadł w samochód i odjechał....Szybko zarzuciłam na siebie dzinsową kurtke,trampki i wsiadłam do białego mercedesa. Jedyny cel jaki mógł sobie zamierzyć to....Marco.
Miałam gdzieś wszelkie obietnice, po prostu pokierowałam się w północną strone Dortmundu.Dzięki późnej porze i małym ruchu na ulicach,do domu przyjaciela dotarłam w niecałe 10 minut.Wiedziałam,że jeśli Robert miałby tu przyjechać to już by tu był...Wybiegłam z samochodu i energicznie zapukałam do drzwi,nie zważając na to czy kogoś obudze czy nie.Po chwili w drzwiach pojawił sie Marco. Cały zaspany,jedynie w bokserkach.
-Co ty tu robisz? O.... 1 w nocy?-spytał,przecierając swoje zaspane oczy.
-Błagam Cie,powiedz,że on tu jest!-z każdym słowem coraz bardziej podnosiłam histerycznie ton głosu.
-Robert? Nie..a powinien? Pokłóciliście sie?
Wybuchłam histerycznym płaczem i jedynie rzuciłam sie w ramiona przyjaciela. Objął mnie swoim gorącym ciałem i gładził moje włosy,co jakiś czas zadając im lekki pocałunek.
-On jest chory,rozumiesz! I na dodatek...Ja nawet nie rozumiem tego co on odpierdala!
-Monika na spokojnie. Chodź napijemy sie gorącej herbaty i wszystko mi wytłumaczysz.-
Poszliśmy do kuchni,usadowiłam się na stołku barowym,czekając na moją ulubioną malinową herbate z kardamonem.Twarz nadal zakrywałam dłońmi owiniętymi ciepłym jesiennym swetrem. Byłam załamana. Przez łzy opowiedziałam Marco co wydarzyło sie dzisiejszej nocy,a mój przyjaciel jedynie mocno mnie przytulił.Nie wiedział co ma powiedzieć.Sam nie wiedział o chorobie Roberta,a na dodatek podobnie jak ja absolutnie nie rozumiał jego zachowania.
-Co masz zamiar z tym zrobić? Nawet nie wiemy gdzie on teraz jest...-po kilku minutach ciszy,w końcu odezwał sie Reus.
-Nie mam pojęcia. Ale Robert nie jest głupi,przynajmniej nie aż tak bardzo.Pewnie zatrzymał sie u jednego z chłopaków.Poszukam go nad ranem,a jak go nie będzie u żadnego z nich to nie mam pojęcia. Ale jak za dwa dni nie wróci... to jade do Poznania. Muszę to wszystko przemyśleć i odpocząć,z rodziną,przyjaciółmi.Dawno ich nie widziałam,a ten wyjazd dobrze mi zrobi.
Po kilku godzinach rozmów,zasnęłam u niemca w salonie. Śniły mi sie najgorsze koszmary,a najgorsze było to,że już niedługo mogły stać sie rzeczywistością.Wstałam przed południem. Ledwo otworzyłam oczy,wzięłam pierwszy oddech,a do moich nozdrzy doszedł wspaniały zapach świeżego pieczywa i ciepłej herbaty.Wspólnie zjedliśmy śniadanie i ogarnęliśmy się do wyjścia.Zarówno w domu,jak i między nami panowała wspaniała atmosfera. Marco nadal mnie kochał.Widziałam to w jego oczach,widziałam jak bardzo sie powstrzymywał. Było mi przykro,ale z drugiej strony byłam szczęśliwa,że mimo wszystko mogę na niego liczyć. Robert okazał się tchórzem,nie rozumiałam tylko dlaczego,ale tak było. Objechaliśmy wszystkich naszych znajomych,ale żaden z nich nie wiedział gdzie może być Robert. Dzwoniłam również do jego mamy,do jego siostry-Mileny,a nawet Wojtka i Sławka,ale u żadnego z nich także go nie było.Denerwowałam się i to strasznie. Nie wiedziałam gdzie jest,jak sie czuje,co robi i przedewszystkim dlaczego ma wyłączony telefon. Przeczuwałam najgorsze.Ale wyjechałam. Postanowiłam wrócić do Poznania,chociaż na kilka dni.Marco obiecywał mi,że jeżeli tylko Robert sie do niego odezwie,albo pojawi sie w Dortmundzie,to bede pierwszą osobą,która sie o tym dowie.
Lot do Poznania minął mi bez żadnych większych komplikacji,starałam się być spokojna,bo przecież byłam w stałym kontakcie z blondynem.Wysiadając na Ławicy pierwszym krokiem był oczywiście Stadion Miejski,który znajduje sie niedaleko. Było południe więc chłopcy za chwile kończyli trening. Stałam pod obiektem,podziwiając jego każdy, nawet najmniejszy cal. Tak długo nie byłam na moim ukochanym stadionie.Tak dawno nie 'zasiadłam' w 'kotle'-trybunie z największym dopingiem.Tak dawno nie czułam tej atmosfery. Signal Iduna Park i Borussia to nie było to. W moim sercu zawsze był Lech i tylko Lech.Stojąc tu,miałam podwyższone tętno,tam tak nie było. Wyszli i oni. Łukasz,Jasiek,Karol,Tomeczek i Mateusz. Wszsycy równie zaskoczeni...i równie uśmiechnięci.

____________________________________________________________________________
Nie tak to mialo wyglądać.Nie mam pojecia skąd w tym rozdziale wzięli sie Lechici i ucieczka Roberta...Chyba dlatego,że po prostu nie potrafie tego zakończyć,nie potrafie napisać tego ostatniego. Czyli wiadomo,że to jeszcze nie epilog. Przepraszam,że tak dlugo musieliście czekać,ale szkoła mnie wykańcza. Nie spodziewałam się,że trzecia klasa gimnazjum będzie aż tak bardzo wymagająca i męcząca,tym bardziej,że nigdy nie byłam kujonem i nie starałam się o jak najlepsze oceny. Mam 2-3 sprawdziany w każdym tygodniu,a pogodzenie tego z pisaniem jest naprawde ogromnym trudem.Robię co mogę.Nawet teraz,dzisiaj zamiast cały dzien uczyć się na jutrzejszy sprawdzian z fizykii to cały dzień jak tylko przyszłam ze szkoły pisałam 'trzydziestke-piątke' Przepraszam,za wszystko.Najmocniej. Za późną porę i za to,że tak długo nic nie dodawałam.
+Pozdrawiam najmniejsze grono czytelników,którzy są ze mną i to czytają i komentują,widać,że naprawde jesteście na zawsze.Dziekuję,bo tylko dzięki wam to znajdzie swój koniec. c:
Buziaki,Monika! ♥

*-Nickelback-Gotta Be Somebody

14 komentarzy:

  1. O ja! Kurde, gdzie ten Robert się podział, no?! Rozpłakałam się jak on mówił to wszystko... To, że zostało mu już niewiele życia... To takie przykre, no ale nie wierzę, żeby Robert się poddał! On musi walczyć! Ma Monikę, przyjaciół i dzieci w drodze, więc nie może po prostu od tak sobie odejść! O nie! Nie ma prawa się poddać, musi żyć!!
    Buziaki kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz jak najszybciej kolejny rozdział ! :D
    ja też jestem w trzeciej klasie gimnazjum i wiem co czujesz , czasem nie da sie wszystkiego ogarnąć , ale błagam cię , gdy tylko będziesz miała jakąś wolną chwilkę napisz , może w sobotę , może w niedzielę , ale napisz bo nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :D
    a tak poza tym to super rozdział , tylko gdzie się podział robert , niech wróci do moniki i niech wyzdrowieje , wezmą ślub i będą wychowywać dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
  3. niee Robert musi się odezwań do Moniki oni muszą być razem nawet jak ona ma umrzeć!!!
    Mam nadzieje że to się jakoś ułoży ;)
    Czekam z niecierpiętliwością na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. omg ale się dzieje xd wszystko fajnie tylko czemu Robert musi umrzec... szkoda ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja kochana! Miałaś dodać i jest <3 Boże kicia dzięki, że dodałaś : ** Wgl to Robert, aha. Robert. Boże. Co Ty mu do głowy walnęłaś co? Co on tam ma? : OO Nic? : // Monika kurde naprawiaj mi to! I to teraz. Wyjaśnij to wszystko.. No proszę <3 Mała prosi odmówić nie możesz ;pp No to tak, Monika w takim momencie do Poznania? Co? Ja to bym go szukała.. No, ale mniejsza..
    Buziaki :**
    Czekam na nexta :D
    Pozdrawiam :3
    Nadia ♥

    + Wybacz za taki nieskładny i nie ogarnięty komentarz, ale to cała ja :D
    KC ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Może to dziwne ale wczoraj tak przypadkiem tu wpadłam i przeczytałam 26 rozdziałów i dziś skończyłam. Z niecierpliwością czekam na kolejny ;* Opowiadane jest świetne, masz talent, wczoraj jak czytałam mówiłam sobie to już ostatni i spać i tak w kółko do 1 w nocy ;3 Pzdr i czekam < 3

    Gabi ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Brak czasy to będziesz miała dopiero w LO uwierz wiem co mówię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach w końcu <333333 Moja kochana ja też nie dodaję często rozdziałów, bo też jestem w trzeciej klasie i nie wiem w co ręce włożyć. Na szczęście wszystko ogarniam w weekendy i spokojnie mogę nadrobić masę zaległości na większości blogów.
    Ten rozdział mnie tak cholernie zdołował... sama nie wiem czemu... Lewandowski nieuleczalnie chory...
    Nie może być- jak to przyszło mówić mojej nauczycielce od matematyki. Czekam na następny i życzę Ci samych dobrych ocen i weny :P
    Zapraszam w wolnej chwili na swoje blogi :) Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże co ten Robert wyprawia , on nie może zostawić Moniki i dzieciaków. Kurczę niecierpliwie czekam na następny . ;*

    sweeberrynight.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. rak tarczycy? jak to przeczytałam nasunęła mi się jedna myśl: wyrok śmierci....
    ale może jednak? jeszcze te słowa Roberta o ich wspólnej przyszłości, gdy to czytałam rozkleiłam się i nie umiem pohamować łez. Wszystko układało się już coraz lepiej, a teraz taka ciężka choroba.
    Mam nadzieję, że Robert się znajdzie i szczerze porozmawia z Moniką, bo obojgu jest to bardzo potrzebne.
    Pozdrawiam, Patrycja :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny rozdział. Ale rak tarczycy? I co, może Robert umrze? Nie no błagam Cię, nie rób tego... ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. na początek przepraszam, że prawie nie komentuję. powód to po prostu brak czasu. więc dlatego rozumiem Ciebie. ale na pewno sobie poradzisz z tymi wszystkimi sprawdzianami, kartkówkami i będą same piątki :)
    a wracając do rozdziału to oniemiałam. choroba Roberta... chyba nie skończy się to wszystko źle ? nie może przecież. miał byc happy end. wielka miłośc do końca i w ogóle...
    jestem pod wrażeniem Twojej inwencji twórczej. to coś wspaniałego. to jak piszesz z taką swobodą, lekkością. fenomenalne !
    czekam niecierpliwie na kolejne dzieło Twojego autorstwa !
    pozdrawiam serdecznie, Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak zaczęłam czytać, tak skończyłam. Jednym tchem. Blog jest świetny <3 Widać, że masz talent. No i może powodzenia w szkole, bo to napewno ci się przyda <3 ;*

    OdpowiedzUsuń