niedziela, 30 marca 2014

Wiem,że to może za szybko,ale wracam do blogowego świata z moją małą nowością, która mam nadzieję spodoba wam się równie mocno jak historia Moniki i Roberta.
Zapraszam :)

http://we-are-only-friends.blogspot.com/

poniedziałek, 24 marca 2014

Epilog cz. 2

But I love you so much more than just to the moon and back.

Wyczekiwanie i niepewność było w tym wszystkim najgorsze. Nigdy nie wiedziałam, co przyniesie kolejny dzień, czego mogę się spodziewać. Codziennie siedziałam przy jego łóżku, trzymając jego chłodną dłoń.
Nie myślałam o końcu, starałam się tego nie robić. Lepiej żyć chwilą i nie myśleć o jutrze, tym bardziej jeśli za zakrętem czeka najgorsze.
-Brakuję mi twojego głosu. Tak, tego chyba brakuje mi najbardziej. Twojej nadopiekuńczości. Co za ironia, prawda? Ostatnio rozmawialiśmy z Marco o tym co będziemy robić gdy już się wybudzisz. Po rehabilitacji i tym wszystkim moglibyśmy polecieć do Australii. Może nie od razu,ale przecież zawsze mówiłeś, że to najpiękniejsze miejsce, którego nawet jeszcze nie odwiedziłeś,że Australia to twoje marzenie. Melbourne to chyba lepszy pomysł niż Sydney, prawda? Większy spokój, moglibyśmy zrelaksować się, cała nasza czwórka. Ja, ty i Julka z Łukaszkiem. Rosną jak na drożdżach, ale ciężko mi z nimi bez Ciebie. Są tak bardzo podobni do nas, a szczególnie do Ciebie. Musisz się wybudzić Robert, mieliśmy być razem. Na zawsze, przyrzekaliśmy to sobie. Nie przeżyję bez Ciebie. Kocham Cię, a to wszystko strasznie mnie przytłacza.-łzy cisnęły mi się do oczu i mimo wielkich starań, tama puściła. Popłakałam się jak małe dziecko. Szlochałam cicho, nie mogąc opanować spływających mi po policzkach łez. Dłoń Roberta, którą trzymałam bezustannie, ścisnęła moją dłoń. Nie wierzyłam w to co się dzieję. Łzy momentalnie przestały płynąć, na sercu zrobiło mi się ciepło i czekałam na dalszy przebieg wydarzeń. Czekałam niecierpliwie, aż w końcu usnęłam.
Obudził mnie szum i zamieszanie wokół mojej osoby.
W tle było słychać głosy lekarzy, pielęgniarek, ale jedyny dźwięk, który rozchodził się po mojej głowie to nieprzerywający się, ciągły głos kardiomonitora.


Od kilku dni tylko chodzę i się pałętam. Tęsknię. Nie mam siły na krzyki, na płacz, nie mam siły na nic. Kilka dni temu jeszcze płakałam z bezsilności, ale smutek nie mija.Tęsknota nie mija, ten cholerny ból też nie mija.


Tamtego dnia... nawet nie zdąrzyliśmy się pożegnać... On odszedł. Po prostu odszedł, nie żegnając się z nikim. Byłam przygotowana na jego śmierć, tak mi się przynajmniej wydawało, ale kiedy w końcu do tego doszło uświadomiłam sobie, że bez niego jestem nikim. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie byłam gotowa na jego odejście, na nasz koniec. Całą noc przepłakałam, wspominałam. Każdą chwilę, którą spędziliśmy razem. Nasze poznanie, nasz pierwszy taniec, nasz każdy pierwszy raz. Kiedy od niego odchodziłam i kiedy do siebie wracaliśmy. Wszystkie noce przez, które się śmialiśmy i te, które przepłakałam, razem z nim. Kiedy potrafił się o mnie pobić, kiedy bez zapowiedzi zabrał mnie do Paryża, kiedy pocałował mnie przed niemalże całym piłkarskim światem. Był i jest miłością mojego życia, nawet po tylu latach. Nigdy nikogo nie pokochałam jak jego, nigdy nikogo nie pokochałam jak Roberta Lewandowskiego. To co było już jest pogrzebane. Nic nie da życie przeszłością. Czy tęsknię? Codziennie. Czy żałuję,że nie ma go przy mnie? W każdej minucie. Ale odnalazłam szczęście. Znalazłam spokój i szczęście u boku mojego męża, Marco. Cóż, za ironia, prawda?  Roberta nie ma u mego boku, ale wiem i czuję,że jest przy mnie cały czas. Sercem i duszą. A gdybyście kiedyś zapomnieli o co warto walczyć najbardziej, powiem wam, że o miłość.

_________________________________________________________________________
Nie wierzę,że ten dzień nadszedł. Od dobrych 15 minut płaczę,płaczę i jeszcze raz płaczę. W końcu to napisałam, w końcu dotrzymałam słowa. Przepraszam,że nie zrobiłam tego w sposób jakiego się po mnie spodziewałyście,że niektórych zawiodłam a na twarzach innych wywołałam uśmiech. Ale dziękuję. Dziękuję z całego serca każdej osobie, która przeczytała tutaj chociaż jeden rozdział, która poświęciła temu swój czas. Dziękuję dziewczynom, które były ze mną od początku i tym, które są tu od niedawna. Dziękuję każdemu kto czekał na nowy rozdział, każdemu kto polecał mój blog, kto go komentował a przede wszystkim każdemu kto to przeczytał! Dziękuję,że pisałyście do mnie pytając o kolejny rozdział i chociaż czasami uciążliwe było znaleźć czas to starałam się wykorzystać każde wolne chociaż kilka minut. Pisanie jest moim hobby, moją pasją i naprawdę nie chciałam przekształcić tego w obowiązek.
To koniec historii Moniki i Roberta, ale nie koniec mnie. Znajdziecie mnie tutaj ----> ...
gdzie też niedługo wrócę, a o wszelkich nowościach będę dawała wam znać. Jeszcze raz dziękuję,że byłyście ze mną przez te 448 dni. Kocham was!

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Epilog cz.1

"I wish that I could give you what you deserve
Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
I know we won't find a love that's so true.
I gave you everything, baby, everything I had.
But that is the past now, we didn't last now
Guess that this is meant to be
Tell me was it worth it? We were so perfect
Baby I just want you to see
There's nothing like us, there's nothing like you and me."*

Zbliżająca się śmierć ukochanej osoby to coś nieuniknionego. Coś co trafia w ludzkie serce z największą siłą i odciskuje się największym piętnem.Boli jeszcze bardziej gdy musisz patrzeć na wyrysowany ból na twarzy tego jedynego....

Wróciliśmy z Robertem do Dortmundu, próbując żyć dalej jak gdyby nigdy nic. Cieszyliśmy się z tego co nam zostało. Tygodnie mijały nieubłaganie,a termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Kilka miesięcy zmieniło mnie w zupełnie inną osobę,podobnie jak Roberta. Mój narzeczony przyjmował leki,co jakiś czas jeździł do lekarza na wizyty,był pod pełną kontrolą, wszystko było na dobrym torze,już zaczęliśmy wierzyć,że może nam się udać,że zdołamy to pokonać. Do pewnego wieczora.
Od kilku miesięcy każdy sobotni wieczór spędzaliśmy w domu,ten także. Leżeliśmy na naszym ulubionym narożniku,co chwile śmiejąc się przy ulubionej komedii. Wyszłam na chwile do kuchni.Kiedy wróciłam zastałam go nieprzytomnego i już wtedy wiedziałam,że zbliża się koniec.
Kiedy dojechałam do szpitala, na miejscu zastałam już Marco. Rzuciliśmy się sobie w ramiona,zdenerwowani,smutni i przerażeni. Nie mieliśmy zielonego pojęcia jaki jest stan Roberta,a ja cały czas odkąd tylko go znalazłam nie przestawałam płakać.Dotarło do mnie, że w razie śmierci Roberta tylko jedna osoba poczuje się nieodwracalnie skrzywdzona. Tą osobę będę ja.

Mijały kolejne godziny, a ja nadal nie wiedziałam nic o stanie Roberta. Podsłuchałam rozmowę lekarzy, którzy mówili,że to naprawdę ciężki przypadek i nadal nie wiadomo kiedy pacjent się wybudzi o ile kiedykolwiek się obudzi. Pomimo sprzeciwów Reusa, noc spędziłam na szpitalnym krzesłku nadal czekając na jakieś nowe wieści.
Tak też mijały kolejne dni,a jedyne co wiedziałam od lekarzy,to to,że są naprawdę małe szanse na to,że mój narzeczony się wybudzi. Ale ja nadal w to wierzyłam. Robiłam to, czego przez cały ten czas uczył mnie robić. Cały czas powtarzał mi,że kiedy z nim będzie gorzej ja muszę wierzyć, nie mogę się poddawać i muszę walczyć za nas obojga, dla naszych dzieci. Mówił,że mam być silna, silna dla niego przede wszystkim. 
Na początku dawałam radę. Myślałam,że to tylko kwestia kilku dni i wszystko,całe nasze życie znowu powróci do normalności. Ale kiedy mijały kolejne tygodnie,moja wiara w to coraz bardziej się ulatniała. Zaczęło go braknąć wtedy kiedy potrzebowałam go najbardziej. Marco próbował zastąpić jego miejsce,pomagając mi jak tylko mógł,ale to nadal nie było to. Ciężko mi było kłaść się do naszego wspólnego łóżka i zasypiając bez jego buziaka w czoło i cicho wyszeptanym "Kocham Cię."
Każda sekunda,każda minuta bez jego głosu,bez jego wzroku i wspaniałych niebieskich tęczówek tworzyła w moim sercu coraz większą ranę.

Kolejny raz,kolejny dzień siedziałam przy jego łóżku. Jego ciało owinięte bielą sprawiało wrażenie małego,niewinnego chłopczyka jakiego tak naprawdę w sobie krył. Cały czas trzymałam jego prawą dłoń, co jakiś czas muskając jego jedwabiście gładką skórą moją twarz. Już nie płaczę, nauczyłam się nie płakać,kryć to w sobie.
Teraz tylko do niego mówię. O wszystkim. O wynikach meczów, o nowościach motoryzacyjnych, o których kochał czytać co sobotę, o każdym kopnięciu naszych bobasków, nawet o pogodzie. Mówię mu jak bardzo za nim tęsknię i jak bardzo go kocham.
-Wiesz Robert, nigdy nie podejrzewałabym,że nasza znajomość właśnie tak będzie wyglądała. Gdy wtedy pierwszy raz Cie zobaczyłam to aż oniemiałam. Byłeś idealny w każdym najmniejszym calu,byłeś kimś o kim nawet nigdy nie śniłabym marzyć. Plułam sobie w brodę kiedy leciałam samolotem do Poznania. Przez cały tamten czas nie potrafiłam sobie tego wybaczyć. Ale kiedy już wróciłam do Dortmundu, stałeś się centrum mojego wszechświata, moim własnym aniołem stróżem. Było ciężko, oboje o tym wiemy, ale pomyśl o tym jak bardzo nas to umocniło, uświadomiliśmy sobie, że tak naprawdę nie potrafimy bez siebie żyć, gdyby nie to wszystko to kto wie, może by mnie tu teraz nie było z tobą? A pamiętasz tamten mecz gdy nie byliśmy jeszcze razem, a ty pocałowałeś mnie przy tych wszystkich dziennikarzach? Byłam na Ciebie niesamowicie wściekła, ale już wtedy się w Tobie zakochiwałam. Albo pamiętasz gdy w rocznice ślubu Kuby i Agaty, Mario zaprosił mnie do tańca? Aż poczerwieniałeś z zazdrości.-zaśmiałam się na samo wspomnienie tamtych chwil.- Ale to i tak nie było wszystko. Pamiętasz wakacje na Krecie z Sandrą i Wojtkiem? Naszą pierwszą wspólną noc i... to jak pobiłeś tamtego faceta w klubie? Pomimo,że skończyło się na tym,że miałeś rozciętą wargę to i tak bardzo mi tym wtedy zaimponowałeś.
A teraz? Moje oddechy nie mają bez Ciebie najmniejszego sensu. Nie mogę poczuć naturalnego ciepła twojej skóry,nie mogę poczuć tego jak mnie obejmujesz, całujesz w czoło na dobranoc i wtedy gdy tak bardzo bałam się oglądając z Tobą te nieszczęsne horrory. Nie czuję nic,prócz tego,że jesteś,ale tak jakby Cie nie było. I to jest w tym wszystkim najgorsze,wiesz? Najgorsze jest to,że pomimo,że do Ciebie mówię to ty i tak mi nie odpowiesz. Ale Robert dasz radę,damy radę oboje. Wyjdziesz z tego. I wierzę w Ciebie, wierzę w nasze szczęście, nawet jeśli ty sam w siebie nie wierzysz, to ja wiem,że masz w sobie siłę,dzięki której wyjdziesz z tego. Jesteś Robert Lewandowski i nigdy się nie poddajesz, pamiętasz?

Po kolejnych kilku tygodniach, Robert nadal był nieprzytomny, a u mnie zaczęły pojawiać się skurcze przedporodowe. Na sali przy porodzie nie było ze mną Roberta, był za to Marco, który dzielnie cały czas ściskał mnie za rękę i powtarzał, że wszystko będzie dobrze chociaż widziałam w jego oczach przerażenie całą tą sytuacją. 6 grudnia o godzinie 6:15 na świat przyszli kolejni Lewandowscy. Łukasz Lewandowski i Julia Lewandowska. Podczas porodu dowiedziałam się, że Robert się obudził. Po porodzie byłam niezwykle słaba, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli nie teraz to nigdy. Kiedy weszłam do jego sali momentalnie mi ulżyło. Znowu mogłam spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, poczuć jego usta na mojej skórze. Gdy tylko zobaczył nasze maleństwa rozpłakał się. Znowu był tym małym, niewinnym chłopczykiem. 
-Kocham Cie, kocham was wszystkich najbardziej na świecie.-wyszeptał, nie miał siły wydusić z siebie ani jednego słowa,a moje serce łamało się na miliony kawałeczków. Widok Roberta z naszymi maleństwami na rękach,była zdecydowanie najwspanialszą chwilą w moim,a właściwie naszym życiu. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w  jego oczy, by odnaleźć siłę i nadzieję na każdy nadchodzący dzień. Moje ciało otulał chłód, gdy widziałam jak bardzo Robert walczy ze samym sobą widząc nasze maleństwa Walczył ze swoim złym stanem,z tym jaki był słaby i chociaż starał się tego nie okazywać ja i tak to widziałam. Znałam go aż za dobrze. Pewnego razu rozmawialiśmy o przyszłości, czułam, że właściwie to rzucanie słów na wiatr, ale starałam się w to wierzyć najmocniej jak mogłam.
-Kochanie,wszystko co się liczy jest tu i teraz. Nie myślmy o przyszłości bo jeszcze nas to zgubi.-powiedział i miał racje. Kilka dni później znowu zapadł w śpiączkę.
Dziękowałam zarówno Bogu jak i samemu Marco za to,że cały czas był ze mną. Niezależnie od sytuacji, był przy mnie cały czas. Wtedy gdy dowiedziałam się o śpiączce Roberta także. Nie potrafiłam ukrywać już łez. Bo przecież jak ma czuć się człowiek,który wierząc w lepsze jutro,znowu traci niemalże wszystko? To tak jakbym ułożyła swoją wieżę z kart, a ona znowu w kółko i w kółko upadała,bo nie ma wystarczająco sił by ustać.
-Jestem już zmęczona tym wszystkim Marco, przestaję wierzyć,że to kiedykolwiek się skończy.
-Nie możesz przestać wierzyć, nie teraz. Monika, to właśnie tego Robert chciał uniknąć, nie chciał żebyś cierpiała,żebyś musiała na to wszystko patrzeć.
-Ale ja nie żałuję,że tu jestem. Po prostu chciałabym cofnąć czas,zmienić bieg wydarzeń,żeby nigdy do tego nie doszło. Chciałabym  powrócić do tych chwil, kiedy w letnim popołudniu przytulałam się do jego nagrzanego od słońca torsu. kiedy chowając nos w zagłębienie między jego obojczykami czułam się najszczęśliwszą kobietą na Ziemi.
-Jeszcze wszystko skończy się tak jak sobie to wymarzysz,zobaczysz. Tak skonstruowane jest życie.
___________________________________________________________________
Wracam do was z przedostatnim rozdziałem. Nie chciałam, żeby epilog był długi i męczący dlatego postanowiłam podzielić go na dwie części,żeby wam też dać z tego trochę radości. Przepraszam,że tak dawno mnie nie było,ale kompletnie nie potrafiłam się skupić na tym co mam napisać pomimo wielu prób zrobienia tego, nadal nic nie wychodziło. Natomiast dzisiaj (30 grudnia) jest równy rok odkąd założyłam bloga i jest to dla mnie dosyć sentymentalna data, dlatego nie mogłam się powstrzymać,żeby czegoś nie dodać :)
Część druga Epilogu, pojawi się niedługo po nowym roku,postaram się oczywiście dokończyć go jak najszybciej. Wam Życzę przede wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku,żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia,to co sobie wyśnicie i przede wszystkim dużo zdrowia,pomyślności, wspaniałych wspomnień,równie wspaniałych przyjaciół bo to oni są w życiu najważniejsi i dużo dużo miłości! :**
Oczywiście po tym opowiadaniu nie zostawiam was z niczym,wrócę do http://cant-forget-this-love.blogspot.com/  w już niedługo mam zamiar zacząć coś nowego, tylko,że nie ciągłą historie a jednopartówki. Widzimy się za kilka dni i jeszcze raz wszystkiego dobrego!

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 36 'Bez słów rozumieliśmy sie znakomicie.'


"Spędzam noce bezsennie i myślę: 
Co powinnam była zrobić inaczej
Aby Cię zatrzymać?"*


Siedząc przy drewnianym stoliku kawiarni nerwowo wystukiwałam rytm palcami,co chwila spoglądając na ekran telefonu. Minęło zaledwie kilka godzin od mojego wyjazdu z Dortmundu,a Marco nadal nie dawał znaku czy coś wie. Przyjechałam do Poznania odpocząć,odspanąć od wszystkich problemów,ale te problemy przyleciały za mną z Dortmundu. Miałam za złe Robertowi to jak sie zachował. Ja jestem w ciąży,on jest nieuleczalnie chory,więc jako kochająca sie para,mająca swoje plany i marzenia powinniśmy być teraz razem. Nie ważne gdzie,nie ważne w jakich okolicznościach,powinniśmy być teraz ze sobą i wspierać sie wzajemnie,opiekować się i troszczyć sie o siebie nawzajem. Bo tak robią ludzie,którzy sie kochają,którzy są dla siebie wszystkim. Ale on stchórzył.Zrobił coś o co nigdy,przenigdy był go nie podejrzewała.
-Gorąca czekolada dla mojej księżniczki raz!-rzucił podekscytowany Jasiek,odstawiając gorącą ciecz na stolik w kawiarni,która przywoływała tak wiele wspomnień.
-Dzięki,kochany jesteś.-z trudem,ale uśmiechnęłam się do niego lekko.
-A więc jak tam? Co sie stało,że przyjechałaś? Bobasy nie lubią niemieckiego powietrza?-spytał niby na żarty,ale z dokładnym zamiarem . Rozgryzł mnie, znał mnie za dobrze,żeby nie zauważyć,że coś jest nie tak.
-Hahah-wybuchłam histerycznym śmieszkiem.-Wszystko w porządku, wróciłam na 'stare śmieci' chociaż na kilka dni,stęskniłam się.
-Ja też się stęskniłem i to bardzo.A teraz mów co sie stało? Pokłóciłaś sie z Robertem? 
-Nie...znaczy..sama nie wiem. Mamy pewien problem,którego nie mamy jak sie pozbyć i Robert mnie zostawił.Chyba. W sumie sama nie wiem. Boże,nawet nie wyobrażałam sobie,że zabrzmi to aż tak głupio.
-Jaki problem?-Jasiek sie zaangażował,więc wiedziałam,że jeżeli nie powiem mu wszystkiego to po prostu nie da mi spokoju i nie wypuści mnie z tej kawiarni.
-Ale błagam,niech to pozostanie między nami. Robert jest chory,a ja nic nie mogę na to poradzić. Dowiedziałam się przedwczoraj w nocy,po czym jak tylko powiedział mi prawde wsiadł w samochód i odjechał. Nie wiem nic. Ani dokąd,ani do kogo,ani po co.-Mówiłam już niemalże przez łzy.Bolało mnie to strasznie. Zdezorientował mnie dziwny wzrok Jaśka,wbity w stolik. Nie patrzył mi w oczy tak jak zawsze,a to już było dziwne.-Przepraszam,nie powinnam zamartwiać Cie wszystkimi moimi problemami. Jak tam u Ciebie,jak ze zdrowiem? Wracasz do treningów?
-I co zamierzasz z tym zrobić? Odpuścić? Tak po prostu?
-Nie,bo nie potrafie.Ale co innego mam zrobić? Obdzwoniłam wszystkich,u których mógłby być i ślad po nim zaginął. Dzwonił jedynie do mamy,żeby przekazała mi,że jest bezpieczny,mam sie o niego nie bać i ułożyć sobie życie na nowo.-Nie wytrzymałam. Pod wpływem emocji rozpłakałam się. Rozkleiłam się jak małe dziecko. Jasmin objął mnie swoim silnym ramieniem,głaskając delikatnie moje włosy,jednocześnie mnie uspokajając.
-Znajdziesz go. Znajdziemy. Obicuję.

~*~
"Nie można uciec od własnego przeznaczenia.
Ty jesteś moim przeznaczeniem."


Błąkał sie po ulicach swojego najukochańszego miasta,w którym mieszkał najkrócej,a które polubił najbardziej. Idąc ulicą Św.Marcina wszystkie wspomninia wróciły.Te lepsze i te gorsze. Wszystkie bramki,wszystkie mecze. Te najpiękniejsze zapadające głęboko w pamięć. Najlepsi kibice,najlepsza atmosfera na trybunach.Wspominał z szerokim uśmiechem na twarzy.Gdy wraz z chłopakami świętowali Mistrzostwo Polski. Gdy całe miasto,wszyscy poznaniacy,nieważne czy byli kibicami,czy nie,wszyscy stali sie jedną wielką rodziną.A on był jej częścią. Tęsknił za Poznaniem. Uwielbiał tu przyjeżdżać. Szczególnie gdy był już z Moniką.Po wyjeździe z Poznania obiecywał sobie,że jeszcze tu wróci,że jeszcze tu zamieszka i to właśnie w tym klubie skończy swoją kariere.Że będą tu z Moniką,bo to właśnie  Ona pokazywała mu miejsca w mieście,o których on nigdy nie miał pojęcia,których nigdy przez te dwa lata,które tu spędził,nigdy  nie odwiedził.Ona nadawała jego życiu sens,kolorytu i uśmiechu. Wiedział,że postąpił źle.Ale bał sie o nią.Bał sie nie tyle o siebie,co właśnie o nią. Nie wiedział co teraz robi,gdzie jest,ale wiedział,że sie martwi. Czuł to głęboko w swoim serduchu. Tęsnikł za nią,pomimo że nie widzieli sie zaledwie kilka dni. Tęsknili za sobą,jednocześnie nie wiedząc,że znajdują się na tej samej ulicy,tego samego miasta.


~*~
Zatrzymałam się na kilka dni u Jasmina. Pomimo,że większość z chłopaków nie wiedziała o mojej obecności tutaj, to Ci wtajemniczeni postanowili zrobić mały,kameralny wieczór z okazji mojego przyjazdu. Umówiliśmy się tak,że przed spotkaniem na Starym Rynku,podjedziemy po Dime,który nadal nie przywiózł swojego samochodu z Warszawy. Zgodnie z umową o ustalonej godzinie byliśmy pod mieszkaniem Lechity. Chcieliśmy zrobić mu niespodzianke,więc schowałam siebie i moje 170 centymmetrów wzorostu za Jaśkiem mierzącym prawie dwa metry. Byłam niezwykle podekscytowana myśląc o tym,że znowu spotkamy sie w starym towarzystwie,z wyjątkiem kilku nowych twarzy.
-Siema Jasiek,kope lat!-usłyszałam i momentalnie zamarłam! Odsunęłam Buricia na bok i stanęłam niemalże oko w oko....no właśnie z samym Robertem Lewandowskim!
-Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz?-spytałam,będąc kompletnie zdziwiona,zdezorientowana i zła.Po kolei kumulowały sie we mnie kolejne skrajne emocje.
-Monika?
-No jak widzisz! Chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia,prawda?!
-Masz racje,chodź.-Cieszyłam się,że go znalazłam,że wiem gdzie jest,że jest cały i nic mu sie nie stało. Ale bałam się tej rozmowy.Pod każdym względem.Byłam wściekła,nie dokońca nad sobą panowałam i niewiele dobrego mogło z tego wyniknąć.
Usiedliśmy we dwoje w salonie,naprzeciw siebie,kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.On wpatrywał sie nerwowo w podłoge,a ja wpatrywałam sie w niego.
-Powiedz mi tylko dlaczego?-spytałam pół głosem,pół szeptem.
-Ale co dlaczego?
-Dlaczego odszedłeś? Odszedłeś akurat wtedy kiedy potrzebujemy sie najbardziej. Naprawde masz mnie za taką suke,że myślisz,że zostawiłabym Cie? Chorego? Naprawde,masz o mnie aż tak złe zdanie?-jedyne co potrafił zrobić to  kiwać przecząco głową,nadal wpatrując sie w podłoge.- To w takim razie dlaczego?  No odpowiedz!
-Myślisz,że to była decyzja łatwa do podjęcia? Że w ogóle jest mi łatwo?! Jestem chory! Mam pieprzonego raka,którgo nigdy nie wylecze,a nawet nie wiem czy dożyję narodzin własnych dzieci! Nie było mi łatwo tak zdecydować,ale nie chciałem,żebyś patrzyła jak z dnia na dzień każda część mnie umiera! Żebyś musiała zajmować sie sobą,mną i jeszcze naszymi dziećmi! Teraz nawet nie liczy sie piłka! Nigdy nie liczyła sie tak bardzo jak ty! Ale nie potrafie zrozumieć dlaczego takie rzeczy przydarzały sie właśnie nam! Nie zasługujemy na to! Ty na to nie zasługujesz! Chciałem Cie uszczęśliwiać,a prawda jest taka,że ciągle jest na odwrót! Życie ciągle musi coś spieprzyć,my musimy coś spieprzyć!- Stał nade mną i mówił,a ja nie miałam pojęcia co powiedzieć. Wstałam i przytuliłam go mocno do siebie,czując napływające do oczu łzy.Nic nie mówiliśmy.Bez słów rozumieliśmy sie znakomicie, i to wystarczyło.
_________________________________________________________________________
Spieprzyłam sprawe,wiem o tym.
Nie wiem czy spodoba wam sie to co widzicie do góry,ale gdy dzisiaj zobaczyłam,że 20 dni temu dodałam rozdział ,to rzuciłam wszystko inne w kąt i powstało to co powstało. Dziękuję przede wszystkim mojej malutkiej kochanej Nadii,ktora zawsze przy mnie jest i pomimo,że nie znamy sie prywatnie to przez gadu-gadu wspiera mnie jak nikt inny. Dzięki i kc,mała:*
Kolejny rozdział dodam szybciej niż ten,naprawde.
Przepraszam za wszystko,enjoy!
+Sory,że nie dość słabo u was komentuje,ale naprawde nie mam czasu. Wszystko czytam,a komenatrze nadrobie.Buziaki:))
*- The Cardigans – Lovefool

środa, 2 października 2013

Rozdział 35 'czas obumierania marzeń..'

"Bo nikt nie chce przechodzić przez wszystko sam,
wszyscy chcą wiedzieć,że nie są sami"*


-Słucham? Jak to jesteś chory? O czym ty pieprzysz?-nie mogłam tego pojąć. Niczego.Ani mojego zachowania,dlaczego zaczęłam podnosić na niego głos,ani tego dlaczego nie powiedział mi wcześniej skoro wiedział.
-Mam raka tarczycy...Mogę umrzeć w każdej chwili. W ciągu kilku tygodni,miesięcy.Dłużej niż rok już nie pożyje..-widziałam ból. Straszny ból w jego oczach,ból którego nie da sie opisać. No bo co ma powiedzieć czlowiek,który wie,że w każdej chwili może umrzeć? Który przede wszystkim, ma tego pełną świadomość.
Nie mieściło mi sie to w głowie. Nie wierzyłam w to. W jednej chwili nawet pomyślałam,że zmyśla,zwyczajnie mnie okłamuje bo nie chce sie przyznać,że prócz mnie jest ktoś jeszcze. Ale tego bólu w jego oczach nie dało sie pominąć. Bił jak szpitalne światła do źrenic. Wszystko legło w gruzach....W ciągu kilku minut. Ale właśnie tak skonstruowane jest życie.Tylko czy zawsze musi być tak,że gdy w końcu zaczyna być idealnie wszystko musi sie popsuć? Wszystko musi szlak trafić? I to jeszcze teraz?
Modliłam się,że może obudzę się i wszystko okaże sie tylko snem. Uchwyciłam się tej nadziei. Jedno wiedziałam na pewno:moje dotychczasowe życie było snem.Rzeczywistość nadeszła teraz.
-Robert,wyjdziemy z tego.Razem.-powiedziałam przez łzy,przytulając go do swojej piersi.
-Kocham Cie.-powiedział...tak bardzo bezradny.
-Wszystko będzie dobrze obiecuje.-wiedziałam,że w pewnym sensie rzucam słowa na wiatr. No bo ileż można obiecywać sobie, że będzie dobrze, jednocześnie czując, że nadciąga najgorsze?
-Monika..przepraszam...-odsunęłam go od siebie tak, aby patrzeć mu prosto w jego niebieskie oczy. Siedział naprzeciwko mnie,wpatrując sie we mnie.W każdy najmniejszy cal mojej twarzy,zupełnie tak jakby mógł patrzeć na nią ostatni raz i chciał ją dokładnie zapamiętać.
-Robert o czym ty mówisz? Za co niby mnie przepraszasz?-przeczuwałam najgorsze. Bałam się,że powie mi coś czego już naprawde sie nie spodziewałam,mówiąc że ta choroba to tylko wymówka. Ale o tym mogłam tylko pomarzyć.
-Za to,że to wszystko tak wyszło.To nie tak miało być,nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy wziąć ślub w Barkowej Farze w Poznaniu...w moim ulubionym i najpiękniejszym kościele,za czasów gdy jeszcze tam mieszkałem. Mieliśmy wspólnie wychowywać nasze małe pociechy. Mieliśmy zamieszkać w pięknym domu pod Dortmundem, z naszymi dziećmi i psem,a pod koniec mojej kariery mieliśmy wrócić do Poznania,pamiętasz? A ja wszystko zepsułem...Ta pieprzona choroba zepsuła wszystko co tak długo planowaliśmy! Miałem Cie uszczęśliwiać do samego końca! Dlatego nie chce żebyś cierpiała przeze mnie i patrzyła na to jak umieram...Nie potrafiłbym sobie tego wybaczyć.Nigdy.-jak gdyby nigdy nic brunet podniósł się z narożnika i lekkim krokiem zaczął zmierzać do wyjściowych drzwi w kolorze orzechowym.Wyciągnął z suwanej szafy podręczną torbę i spojrzał na mnie z ogromnym smutkiem.Siedziałam zamurowana.Nie miałam zielonego pojęcia co on wyrabia!
-Kochanie jesteś jedynym mężczyzną,który czyni mnie szczęśliwą!-krzyknęłam za nim i zaczęłam podążać jego śladem.Podnióśł prawy kącik swoich ust,w nikomym uśmiechu i wyszedł.-Robert co ty wyrabiasz?! Wracaj!-krzyczałam za nim,ale on wsiadł w samochód i odjechał....Szybko zarzuciłam na siebie dzinsową kurtke,trampki i wsiadłam do białego mercedesa. Jedyny cel jaki mógł sobie zamierzyć to....Marco.
Miałam gdzieś wszelkie obietnice, po prostu pokierowałam się w północną strone Dortmundu.Dzięki późnej porze i małym ruchu na ulicach,do domu przyjaciela dotarłam w niecałe 10 minut.Wiedziałam,że jeśli Robert miałby tu przyjechać to już by tu był...Wybiegłam z samochodu i energicznie zapukałam do drzwi,nie zważając na to czy kogoś obudze czy nie.Po chwili w drzwiach pojawił sie Marco. Cały zaspany,jedynie w bokserkach.
-Co ty tu robisz? O.... 1 w nocy?-spytał,przecierając swoje zaspane oczy.
-Błagam Cie,powiedz,że on tu jest!-z każdym słowem coraz bardziej podnosiłam histerycznie ton głosu.
-Robert? Nie..a powinien? Pokłóciliście sie?
Wybuchłam histerycznym płaczem i jedynie rzuciłam sie w ramiona przyjaciela. Objął mnie swoim gorącym ciałem i gładził moje włosy,co jakiś czas zadając im lekki pocałunek.
-On jest chory,rozumiesz! I na dodatek...Ja nawet nie rozumiem tego co on odpierdala!
-Monika na spokojnie. Chodź napijemy sie gorącej herbaty i wszystko mi wytłumaczysz.-
Poszliśmy do kuchni,usadowiłam się na stołku barowym,czekając na moją ulubioną malinową herbate z kardamonem.Twarz nadal zakrywałam dłońmi owiniętymi ciepłym jesiennym swetrem. Byłam załamana. Przez łzy opowiedziałam Marco co wydarzyło sie dzisiejszej nocy,a mój przyjaciel jedynie mocno mnie przytulił.Nie wiedział co ma powiedzieć.Sam nie wiedział o chorobie Roberta,a na dodatek podobnie jak ja absolutnie nie rozumiał jego zachowania.
-Co masz zamiar z tym zrobić? Nawet nie wiemy gdzie on teraz jest...-po kilku minutach ciszy,w końcu odezwał sie Reus.
-Nie mam pojęcia. Ale Robert nie jest głupi,przynajmniej nie aż tak bardzo.Pewnie zatrzymał sie u jednego z chłopaków.Poszukam go nad ranem,a jak go nie będzie u żadnego z nich to nie mam pojęcia. Ale jak za dwa dni nie wróci... to jade do Poznania. Muszę to wszystko przemyśleć i odpocząć,z rodziną,przyjaciółmi.Dawno ich nie widziałam,a ten wyjazd dobrze mi zrobi.
Po kilku godzinach rozmów,zasnęłam u niemca w salonie. Śniły mi sie najgorsze koszmary,a najgorsze było to,że już niedługo mogły stać sie rzeczywistością.Wstałam przed południem. Ledwo otworzyłam oczy,wzięłam pierwszy oddech,a do moich nozdrzy doszedł wspaniały zapach świeżego pieczywa i ciepłej herbaty.Wspólnie zjedliśmy śniadanie i ogarnęliśmy się do wyjścia.Zarówno w domu,jak i między nami panowała wspaniała atmosfera. Marco nadal mnie kochał.Widziałam to w jego oczach,widziałam jak bardzo sie powstrzymywał. Było mi przykro,ale z drugiej strony byłam szczęśliwa,że mimo wszystko mogę na niego liczyć. Robert okazał się tchórzem,nie rozumiałam tylko dlaczego,ale tak było. Objechaliśmy wszystkich naszych znajomych,ale żaden z nich nie wiedział gdzie może być Robert. Dzwoniłam również do jego mamy,do jego siostry-Mileny,a nawet Wojtka i Sławka,ale u żadnego z nich także go nie było.Denerwowałam się i to strasznie. Nie wiedziałam gdzie jest,jak sie czuje,co robi i przedewszystkim dlaczego ma wyłączony telefon. Przeczuwałam najgorsze.Ale wyjechałam. Postanowiłam wrócić do Poznania,chociaż na kilka dni.Marco obiecywał mi,że jeżeli tylko Robert sie do niego odezwie,albo pojawi sie w Dortmundzie,to bede pierwszą osobą,która sie o tym dowie.
Lot do Poznania minął mi bez żadnych większych komplikacji,starałam się być spokojna,bo przecież byłam w stałym kontakcie z blondynem.Wysiadając na Ławicy pierwszym krokiem był oczywiście Stadion Miejski,który znajduje sie niedaleko. Było południe więc chłopcy za chwile kończyli trening. Stałam pod obiektem,podziwiając jego każdy, nawet najmniejszy cal. Tak długo nie byłam na moim ukochanym stadionie.Tak dawno nie 'zasiadłam' w 'kotle'-trybunie z największym dopingiem.Tak dawno nie czułam tej atmosfery. Signal Iduna Park i Borussia to nie było to. W moim sercu zawsze był Lech i tylko Lech.Stojąc tu,miałam podwyższone tętno,tam tak nie było. Wyszli i oni. Łukasz,Jasiek,Karol,Tomeczek i Mateusz. Wszsycy równie zaskoczeni...i równie uśmiechnięci.

____________________________________________________________________________
Nie tak to mialo wyglądać.Nie mam pojecia skąd w tym rozdziale wzięli sie Lechici i ucieczka Roberta...Chyba dlatego,że po prostu nie potrafie tego zakończyć,nie potrafie napisać tego ostatniego. Czyli wiadomo,że to jeszcze nie epilog. Przepraszam,że tak dlugo musieliście czekać,ale szkoła mnie wykańcza. Nie spodziewałam się,że trzecia klasa gimnazjum będzie aż tak bardzo wymagająca i męcząca,tym bardziej,że nigdy nie byłam kujonem i nie starałam się o jak najlepsze oceny. Mam 2-3 sprawdziany w każdym tygodniu,a pogodzenie tego z pisaniem jest naprawde ogromnym trudem.Robię co mogę.Nawet teraz,dzisiaj zamiast cały dzien uczyć się na jutrzejszy sprawdzian z fizykii to cały dzień jak tylko przyszłam ze szkoły pisałam 'trzydziestke-piątke' Przepraszam,za wszystko.Najmocniej. Za późną porę i za to,że tak długo nic nie dodawałam.
+Pozdrawiam najmniejsze grono czytelników,którzy są ze mną i to czytają i komentują,widać,że naprawde jesteście na zawsze.Dziekuję,bo tylko dzięki wam to znajdzie swój koniec. c:
Buziaki,Monika! ♥

*-Nickelback-Gotta Be Somebody

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 34. 'Czyli to koniec?'


"A potem, a potem byłem już tylko kłopotem, śladem nieudanej miłości, wyrzutem sumienia."



Po nieprzespanej nocy wyglądałam jak wrak człowieka,a czułam się jeszcze gorzej. Czułam się jak ostatnia suka,a na dodatek straciłam najlepszego przyjaciela. Każdy kto choć kiedyś zaznał prawdziwej przyjaźni dobrze wie,że to najgorsza rzecz jaka może sie przydarzyć człowiekowi. Może dla mnie i Marco nadal istnieje szansa? Chociaż ta najmniejsza? Wierzę,że tak choć wiem,że to już nigdy nie będzie wyglądać tak samo.Nie mogłam tak tego zostawić. Zignorować,zapomnieć i zostawić Marco na zawsze.
Obudziłam się wyjątkowo wcześnie rano. Robert nadal spał,więc poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę i się ubrać. Zeszłam na dół po machoniowych schodach,które co kilka stopni wydobywały z siebie cichy skrzyp. Przygotowałam śniadanie dla siebie, jak i dla ukochanego i usiadłam do porannej malinowej herbaty z kardamonem. Próbowałam skupić się na gazecie,którą akurat czytałam,ale nie potrafiłam. W głowie nadal  siedział mi mój przyjaciel,który zajmował każdą myśl,która akurat przewinęła mi sie przez umysł.Nie rozumiałam dlaczego nie powiedział mi tego wcześniej? Naprzykład w grudniu gdy rozstałam się z Robertem. Wtedy łatwiej bym to przyjęła, nie miała wyrztów sumienia z racji,że okłamuje Lewego. Dlaczego teraz? Kiedy zaczęło sie układać,kiedy zaczęłam być stuprocentowo szczęśliwa? Nie mogę mieć do niego żalu, ale wiem,że muszę z nim o tym porozmawiać i pomóc mu przezwyciężyć to uczucie bo innego wyjścia sobie nie wyobrażam.
Na blacie w kuchni zostawiłam krótki liścik dla Roberta,z treścią,że ma sie o mnie nie bać i niedługo wróce do domu. Dopiłam herbatę, założyłam ulubione białe conversy i wsiadłam do samochodu kierując się w północną stronę Dortmundu. Zostało mi kilka metrów,aby podjechać pod dom blondyna,ale zatrzymałam się. Zaparkowałam na poboczu i zastanawiałam się co tak naprawdę chce mu powiedzieć. Od razu przypomniała mi się sytuacja sprzed ponad roku,gdy nie wiedziałam jak powiedzieć Robertowi o tym,że wracam do Polski. Sytuacja była podobna,ale mimo wszystko trudniejsza.W końcu wysiadłam z samochodu,a kilka minut później już stałam pod ogromnymi drzwiami drewnianego domu piłkarza. Stałam kilka minut i zapewne bym odpuściła gdyby nie to,że słyszałam jego kroki i to jak czyjeś ciało przywiera do drzwi. Bał sie tej chwili tak samo bardzo jak ja.Zapukałam ponownie:
-Marco,otwórz. Wiem,że tam jesteś,proszę.
Ułamki sekund mijaly mi jak cała wieczność,ale opłaciło sie. Drzwi się otworzyły,a w nich zobaczyłam blondyna,który gestem ręki tylko zapraszał mnie do środka. Zrobiłam jak chciał,a on wyminął mnie szerokim łukiem i poszedł w stronę kuchni. Niezaskoczona jego zachowaniem podąrzyłam za nim. Widziałam tylko jak worki z butelkami po alkoholu wyrzuca do śmieci.
-Marco.....Przepraszam.-powiedziałam cicho. Sama nie rozumiałam dlaczego powiedziałam coś tak głupiego,bezsensownego i kompletnie nie na miejscu,ale to było jedyne co ślina przyniosła mi na język.
-Ale za co? Za to,że ja jak głupi zakochałem sie w tobie po same uszy wiedząc,że i tak nic z tego nie będzie?-powiedział sarkastycznie,a ja siedziałam naprzeciw niego całkowicie nieruchomo.
-Chcę temu jakoś zaradzić....
-Ale jak? Wiesz jakie to uczucie gdy dla kogoś kogo kochasz całym sercem jesteś właściwie nikim?-chciał mówić dalej,ale przerwałam mu w połowie zdania.
-Jak to nikim Marco? Dobrze wiesz,że jesteś dla mnie ważniejszy niż ktokolwiek inny. Czasami nawet ważniejszy od Roberta! Bo mimo wszystko zawsze byłeś przy mnie. I... kocham Cię za to...-Jego spuszczone ku podłodze,niebieskie oczy spojrzały na mnie wzrokiem pełnym nadziei.-Ale tylko jako przyjaciela. Nie potrafię Cie kochać inaczej,bo to miejsce zajmuje już Robert.-i wtedy...sama nie wierzyłam w to co widzę,ale po jego policzkach popłynęło kilka pojedyńczych łez.-Marco...-podeszłam do niego i przytuliłam go do siebie najmocniej jak mogłam.
-Wiem,że nie takiego mnie znasz,ale ludzie są silni dopóki nie okażą uczuć. Uczucia to cholerna ludzka słabość.-powiedział wtulając twarz w moje włosy.Nie poznawałam go.Pomimo,że wiedzieliśmy o sobie każdy,najmniejszy szczegół i znaliśmy się jak łyse konie to nigdy nie widziałam Marco takiego jak dzisiaj.. Wrażliwego,mówiącego o uczuciach z taką wrażliwością,zaangażowaniem.
-Wiesz dobrze,że nie mogę być dla Ciebie tym czego ode mnie oczekujesz...Ale nie chce Cie stracić. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Źle ulokowałeś swoje uczucia, wiem,że na pewno jest w tym część mojej winy bo czasami powinnam zachowywać się bardziej po przyjacielsku, czasami przekraczliśmy niektóre cienkie granice,ale musimy temu jakoś zaradzić.Nie zostawię tak tego.
-Chcesz mnie powiesić na haku,biczować do czasu aż sie nie odkocham?- zaśmiał sie na cały głos. No tak cały Reus,nawet w najgorszej sytuacji znajdzie coś z czego może sie pośmiać.
-Myślałam,że to poważna rozmowa..-odpowiedziałam wkurzona,popijając kolejny łyk świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego.
-Bo tak jest, po prostu nie mogę patrzeć na Ciebie jak jesteś taka przygnębiona... I to przez moją własną głupotę. Może powinniśmy po prostu 'zerwać ze sobą' ?
-Co masz na myśli? Mam nadzieję,że nic na stałe...
-Nie. Po prostu do czasu,aż jakoś ogarnę swoje uczucia,zerwiemy ze sobą kontakt. Ja naprawdę nie potrafię patrzeć na szczęście twoje i Roberta. Pomimo,że mnie również gdzieś w głębi to cieszy, to swoje już przez to wycierpiałem.
-Czyli na razie to koniec?
-Tak. Ale pamiętaj. Będę zawsze. Na razie niekoniecznie obok,ale zawsze myślami i całym sercem.-próbował wymusić z siebie krótki uśmiech,ale zraniłam go. I to bardzo. Nie wierzyłam,że całkowicie nieumyślnie można drugiemu człowiekowi wyrządzić taką krzywdę.. i to komuś takiemu jak Marco.
- Dobra. Pamiętaj, kocham Cie.-ponownie objęłam jego umieśnione, wyjątkowo spięte ciało.
-Ja Ciebie też.-wyszeptał,a ja sama nie wiedząc dlaczego krótko pocałowałam go w usta,a nie w policzek tak jak zawsze. To był pocałunek na pożegnanie. Naszczęście,nie te wieczne.

Kilka tygodni później..

Tak jak sobie z Marco obiecaliśmy żadne z nas się nie odezwało. Oczywiście brakowało mi codziennych rozmów przez telefon,czy wspólnego picia kawy w naszej ulubionej kawiarence niedaleko Signal Iduna Park. Było ciężko,ale miałam nadzieję,że da to jakieś efekty. Naprawdę głęboko w to wierzyłam.

Każdego dnia patrząc w lustro widziałam jak bardzo jestem inna. Jak z dnia na dzień zmieniam się coraz bardziej. Po moim wyglądzie było można od razu stwierdzić,że jestem średnio w 4-5 miesiącu. Czas leciał jak szalony i sama nie wierzyłam,że zostało zaledwie kilka miesięcy,kilka tygodni aż zostanę matką. Każde kopniecie,każde danie o sobie znać tam wewnątrz mnie wywoływało na moim ciele dreszcze.  Niepokoiło mnie natomiast jedno. Zachowanie Roberta. Od czasu sytuacji jaka wydarzyła się z Marco, Robert zrobił się naprawde dziwny. Początkowo nawet myślałam,że może dowiedział się o tamtej rozmowie,czy o całym tamtym zajściu,ale dowiedziałam się od Marco,że to po prostu niemożliwe,poza tym chłopcy nadal mieli świetny kontakt. Oddalaliśmy sie od siebie, to było pewne. Zaczęłam nawet podejrzewać,że może mnie zdradza,ale za każdym razem po treningu jeździł na siłownie a ptem 'na krótką przejażdżke po mieście' jak to twierdził. Ale nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam być wobec niego szczera i z nim porozmawiać.

Piątkowy wieczór, tylko my we dwoje. Leżeliśmy na bordowym narożniku wtuleni w siebie oglądając film,zupełnie jak za starych dobrych czasów. Rozbrzmiał dźwięk telefonu Roberta. Wyciągnał swojego czarnego Iphona z kieszeni i widząc napis na wyświetlaczu bez słowa wyszedł. Usiadł w ogrodzie, na tej samej ławeczce co Marco kilka tygodni temu i zawzięcie z kimś dyskutował co jakis czas przecierając twarz dłonią i mierzwiąc włosy. Był zdenerwowany, zmartwiony. Widząc,że skończył rozmowe odbiegłam od okna i powróciłam do swojej poprzedniej pozycji na kanapie. Jak gdyby nigdy nic położył sie z powrotem obok mnie,ale nie wytrzymałam.
-Robert co sie z tobą dzieje ostatnimi czasy?
-A co ma sie dziać?-spytał zdenerwowany i wiedziałam,że jego zachowanie nie jest przypadkowe.
-Nie jesteś sobą już od kilku tygodni. Po treningu nie wracasz do domu, potem popołudniami i wieczorami robisz sobie jakieś dziwne przejażdżki, oddalasz sie ode mnie.Co ja mam sobie myśleć?-mówiłam patrząc na jego spuszczoną ku dołowi głowe,po czym dodałam.-Zdradzasz mnie? Tylko szczerze.
-Nie! Nie potrafiłbym,za bardzo Cie kocham.-w końcu spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, wywołując jedynie zmieszanie.
-To co jest nie tak?
-Nie chciałem narazie tego mówić,nie chciałem psuć tego co nas spotkało. Ale...
-Ale...?
-Monika, ja jestem chory,nieuleczalnie chory....
______________________________________________________________________________
bang,bang,bang! wracam do was z kolejnym rozdziałem, nie wiem czy szybko,czy późno bo czas leci mi strasznie szybko,ale mam troche czasu z racji,że od soboty jestem strasznie chora i mam trochę czasu wolnego. To co widzicie do góry,mi sie podoba. Sama w to nie wierzę bo już dawno nie napisałam czegoś naprawde dobrego,ale mam nadzieję,że na te naprawde już ostatnie rozdziały,przekrocze ta granice i bede pisać same dobre rzeczy :) Przy okazji czasu wolnego znowu pewnie coś napisze,pokomentuję troche u was, a teraz zostawiam was z 34, enjoy!
love u all ♥

sobota, 7 września 2013

Rozdział 33 'milion uczuć,których nie potrafie sprecyzować.'


'Pokój jest pełny
 Ale nie widzę nic poza twoimi oczami
 Ich błyskiem i spojrzeniem na mnie
 Niczym ogień w ciemności.'


***

Przebudziłam się,ale nie otwierałam oczu. W sypialni czuć było wakacyjne powietrze i zapach fiołków rosnących w ogródku.Na szyi czułam ciepły oddech ukochanego i to jak lekko gladził moją twarz swoją silną,męską dłonią. Każdy jego dotyk coraz bardziej subtelny,poświęcony tylko mi. Po tak długim czasie nadal nie mogę uwierzyć,że coś takiego przydarzyło się właśnie mnie,że ten mężczyzna jest mój i kocha mnie równie mocno jak ja jego. Wyszeptał mi do ucha ciche,ale wiele znaczące 'kocham Cie', a ja skradłam mu pocałunek. Najpierw jeden,a potem kolejny i kolejny.Nasze serca zaczęły bić mocniej. Żyły chwilą,jak my. Chwilą bezgranicznej miłości i dzikiego pożądania. Ujęłam jego twarz w dłonie,a on swoją przejechał po moich plecach wywołując niekontrolowany dreszcz.Usiadłam na nim okrakiem,przejeżdżając ręką po jego umięśnionym torsie,czym wywołałam na jego twarzy jeden z najpiękniejszych uśmiechów.Wpiłam się w jego usta,podczas gdy oboje pozbywaliśmy się części garderoby. Miotała nami miłość, namiętność a szczególnie ogromne pożądanie i tęsknota.Cieszyliśmy się sobą,zatracając się w tej magicznej chwili.


Stałam w kuchni przygotowując przekąski na nasze spotkanie z przyjaciółmi z Dortmundu,z którymi również chcieliśmy podzielić się naszą szczęśliwą nowiną. Z każdym kolejnym tego typu spotkaniem stresowałam się coraz mniej. Wiedziałam,że oni i tak będą musieli to zaakceptować,a najważniejsze było to,że ja i Robert byliśmy szczęśliwi.Ja byłam już gotowa na przyjście gości, Robert zresztą też zostało mu jedynie nakrycie do stołu. Rozbrzmiał dzwonek do drzwi.Zdjęłam mój granatowy fartuszek,wykańczamy białą nitką z napisem "Best Girlfriend Ever.",który dostałam od Lewusa na dzień kobiet. Poszłam otworzyć drzwi,a za nimi stali m.in Mario,Marco, Nuri z żoną, Mats z Cathy, Mitchell z dziewczyną i Róża-najlepszy przyjaciel Lewego jeszcze z czasów dzieciństwa,wraz z partnerką. Wszyscy przywitali nas gorącymi uściskami i całusami,Robertowi dodatkowo gratulując dwóch pięknych bramek strzelonych w reprezentacji.

Naszą nowine wszyscy przyjęli z uśmiechem na twarzy twierdząc,że domyślili się już wcześniej. Początek wieczoru spędziliśmy zajadając się potrawami,które samodzielnie przygotowałam i rozmawiając. Chłopcy rozmawiali głównie o nadchodzącym sezonie i transferach,co chwile dopytujac mnie o jakieś drobnostki z tym związane. Dziewczyny ze mną w składzie rozmawiały o typowo kobiecych sprawach,co jakiś czas wchodząc na temat naszych mężczyzn czy dzieci.Później wspónie zaczęliśmy rywalizować ze sobą przy grach konsolera Kinect,przy czym towarzyszyło nam mnóstwo śmiechu. Chcąc złapać odrobine świeżego powietrza wyszłam na ogród.Od zawsze z Robertem uwielbialiśmy tu przebywać, w szczególności gdy się do niego  wprowadziłam na stałe,tuż po wypadku. Wspólne obiady,treningi czy nawet opalanie w naszym pięknym ogrodzie sprawiało nam największą przyjemność.Pomimo późnej pory  na dworze nadal panowała przyjemna atmosfera.Późnym czerwcem noce są najpiękniejsze,zupełnie jak ta dzisiejsza. Na ławce pod żywopłotem,między dwoma kwitnącymi jabłonami zauważyłam postać. Aby rozpoznać tę osobę lekko zmrużyłam oczy i ujrzałam blond czupryne zaczesaną na bok.Zdziwiłam się dlaczego siedzi tu całkowicie sam w tych egipskich ciemnościach.Usadowiłam się więc obok niego opierając głowe o jego umięśnione ramie.
-Co się dzieje Marco? Dlaczego siedzisz tu sam na dodatek w takich ciemnościach?-napił sie swojego napoju,nie odpowiadając.-Pokłóciliście sie z Caroline?-próbowałam dale,jak sie okazało, nie na marne.
-Z Caroline to już skończone,to nie było to co myślałem,że może być.Myliłem się. Zawsze mylę się w takich sprawach.Nigdy nie potrafię wybrać rozsądnie. Mój ideał,moja miłość też mnie nie chce.
-Dlaczego? Powinieneś się podnieść,uwierzyć w siebie i o nią zawalczyć! Naprawde!-mówiłam głosem pełnym entuzjazmu,próbując jakoś go wesprzeć.
-Tyle,że ja ją kocham a ona jest z innym.-odpowiedział z ogromną skruchą w głosie,było mi go strasznie szkoda. Nie potrafiłam patrzeć jak cierpi.
-Może nie jest z nim szczęśliwa? Pomyśł o tym tak. Skoro jesteście ze sobą blisko to może powinieneś powiedzieć jej o swoim uczuciu. Może czuje to samo,a po prostu boi się to wyznać? Uwierz w siebie,to wiele zmieni. Zaryzykuj! Jesteś Marco Reus i niczego sie nie boisz,pamiętasz?- powiedziałam,a on spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczyskami i wiedziałam,że zrobiłam dobrze.
-Naprawde tak myślisz?
-A czy jeśli myślałabym inaczej,doradzałabym Ci to?
Blondyn wstał z bujanej ławeczki i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem zaledwie krok ode mnie co kilka sekund mierzwiąc swoje włosy. W końcu stanął w miejscu biorąc głęboki wdech. Uklęknął przede mną i zaczął:
-Monika...bałem się to powiedzieć,ale sama mi to poradziłaś. Wiem,że nie powinienem,tym bardziej teraz gdy wspólnie z Robertem spotkało was coś takiego,ale naprawde nie potrafię już dłużej tego kryć.Kocham Cię...jak nigdy nikogo innego. Żadna nie potrafi Ci dorównać.Próbowałem to w sumie kryć,tłamsić,ale nie potrafię. Odkąd tylko Robert nas poznał nie umiem myśleć o jakiejkolwiek innej. Dla mnie istniejesz tylko ty. Wiem,że kochasz Roberta,ale pomyśl czasami o nas, nas wspólnie. Nie chcę psuć waszych relacji,bo wiem, jak to skończyło się ostatnim razem,ale uznałem,że chyba powinnaś wiedzieć.-powiedział na jednym oddechu,a mnie zatkało. To była jedna z niewielu sytuacji gdy nie wiedziałam co mam powiedzieć.Kiwałam przecząco głową chcąc odpędzić od siebie te słowa.W głowie miałam totalną pustkę,a wszystkie uczucia zmieszały sie w jedno i żadnego z nich nie potrafiłam sprecyzować.
-Marco,ale ja nie...-próbowałam cicho coś odpowiedzieć.
-Nie odpowiadaj.Wiedziałem,że tak będzie.-powiedział i zniknął za szklanymi drzwiami domu. A ja siedziałam zaskoczona z mieszanymi uczuciami nie mając pojęcia co zrobić albo powiedzieć.Siedziałam kompletnie nie ruchomo.Ale wiedziałam jedno. Straciłam przyjaciela. Straciłam mojego Marco.
_________________________________________________________________________
Wiem,że na pewno żadna z was się czegoś takiego niespodziewała,ale to dobrze ja lubię robić niespodzianki :). Nie wiem czy cieszycie się,że wróciłam bo z komentarzami słabo,ale co ja poradzę. Sama wiem,że ostatnie rozdziały były nudne,mam nadzieję,że ten spodoba wam się bardziej.:)
Nie obiecuję natomiast kiedy pojawi się nowy rodział.Ledwo zaczął się rok szkolny,a ja już mam mnóstwo nauki i nawet nie mam czasu na samą siebie,a muszę sie postarać z racji,że to trzecia klasa gimnazjum ;/
W każdej wolnej chwili natromiast będę próbowała coś skleić i dodać,obiecuję,że to skończone ale nie wiem czy przed końcem roku. Co do wczoraj...popłakałam się jak Robert strzelił bramke,ale powiem też,że mnóstwo nakrzyczałam i to nie na naszych chłopaków,którzy zagrali piękny mecz tylko na arbitra....kompletnie nie rozumiem jego decyzji,ale nic nie poradzimy.... Trzymajcie się kochane moje,buziaki! ♥