"A potem, a potem byłem już tylko kłopotem, śladem
nieudanej miłości, wyrzutem sumienia."
Po nieprzespanej nocy wyglądałam jak wrak człowieka,a czułam się jeszcze gorzej. Czułam się jak ostatnia suka,a na dodatek straciłam najlepszego przyjaciela. Każdy kto choć kiedyś zaznał prawdziwej przyjaźni dobrze wie,że to najgorsza rzecz jaka może sie przydarzyć człowiekowi. Może dla mnie i Marco nadal istnieje szansa? Chociaż ta najmniejsza? Wierzę,że tak choć wiem,że to już nigdy nie będzie wyglądać tak samo.Nie mogłam tak tego zostawić. Zignorować,zapomnieć i zostawić Marco na zawsze.
Obudziłam się wyjątkowo wcześnie rano. Robert nadal spał,więc poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę i się ubrać. Zeszłam na dół po machoniowych schodach,które co kilka stopni wydobywały z siebie cichy skrzyp. Przygotowałam śniadanie dla siebie, jak i dla ukochanego i usiadłam do porannej malinowej herbaty z kardamonem. Próbowałam skupić się na gazecie,którą akurat czytałam,ale nie potrafiłam. W głowie nadal siedział mi mój przyjaciel,który zajmował każdą myśl,która akurat przewinęła mi sie przez umysł.Nie rozumiałam dlaczego nie powiedział mi tego wcześniej? Naprzykład w grudniu gdy rozstałam się z Robertem. Wtedy łatwiej bym to przyjęła, nie miała wyrztów sumienia z racji,że okłamuje Lewego. Dlaczego teraz? Kiedy zaczęło sie układać,kiedy zaczęłam być stuprocentowo szczęśliwa? Nie mogę mieć do niego żalu, ale wiem,że muszę z nim o tym porozmawiać i pomóc mu przezwyciężyć to uczucie bo innego wyjścia sobie nie wyobrażam.
Na blacie w kuchni zostawiłam krótki liścik dla Roberta,z treścią,że ma sie o mnie nie bać i niedługo wróce do domu. Dopiłam herbatę, założyłam ulubione białe conversy i wsiadłam do samochodu kierując się w północną stronę Dortmundu. Zostało mi kilka metrów,aby podjechać pod dom blondyna,ale zatrzymałam się. Zaparkowałam na poboczu i zastanawiałam się co tak naprawdę chce mu powiedzieć. Od razu przypomniała mi się sytuacja sprzed ponad roku,gdy nie wiedziałam jak powiedzieć Robertowi o tym,że wracam do Polski. Sytuacja była podobna,ale mimo wszystko trudniejsza.W końcu wysiadłam z samochodu,a kilka minut później już stałam pod ogromnymi drzwiami drewnianego domu piłkarza. Stałam kilka minut i zapewne bym odpuściła gdyby nie to,że słyszałam jego kroki i to jak czyjeś ciało przywiera do drzwi. Bał sie tej chwili tak samo bardzo jak ja.Zapukałam ponownie:
-Marco,otwórz. Wiem,że tam jesteś,proszę.
Ułamki sekund mijaly mi jak cała wieczność,ale opłaciło sie. Drzwi się otworzyły,a w nich zobaczyłam blondyna,który gestem ręki tylko zapraszał mnie do środka. Zrobiłam jak chciał,a on wyminął mnie szerokim łukiem i poszedł w stronę kuchni. Niezaskoczona jego zachowaniem podąrzyłam za nim. Widziałam tylko jak worki z butelkami po alkoholu wyrzuca do śmieci.
-Marco.....Przepraszam.-powiedziałam cicho. Sama nie rozumiałam dlaczego powiedziałam coś tak głupiego,bezsensownego i kompletnie nie na miejscu,ale to było jedyne co ślina przyniosła mi na język.
-Ale za co? Za to,że ja jak głupi zakochałem sie w tobie po same uszy wiedząc,że i tak nic z tego nie będzie?-powiedział sarkastycznie,a ja siedziałam naprzeciw niego całkowicie nieruchomo.
-Chcę temu jakoś zaradzić....
-Ale jak? Wiesz jakie to uczucie gdy dla kogoś kogo kochasz całym sercem jesteś właściwie nikim?-chciał mówić dalej,ale przerwałam mu w połowie zdania.
-Jak to nikim Marco? Dobrze wiesz,że jesteś dla mnie ważniejszy niż ktokolwiek inny. Czasami nawet ważniejszy od Roberta! Bo mimo wszystko zawsze byłeś przy mnie. I... kocham Cię za to...-Jego spuszczone ku podłodze,niebieskie oczy spojrzały na mnie wzrokiem pełnym nadziei.-Ale tylko jako przyjaciela. Nie potrafię Cie kochać inaczej,bo to miejsce zajmuje już Robert.-i wtedy...sama nie wierzyłam w to co widzę,ale po jego policzkach popłynęło kilka pojedyńczych łez.-Marco...-podeszłam do niego i przytuliłam go do siebie najmocniej jak mogłam.
-Wiem,że nie takiego mnie znasz,ale ludzie są silni dopóki nie okażą uczuć. Uczucia to cholerna ludzka słabość.-powiedział wtulając twarz w moje włosy.Nie poznawałam go.Pomimo,że wiedzieliśmy o sobie każdy,najmniejszy szczegół i znaliśmy się jak łyse konie to nigdy nie widziałam Marco takiego jak dzisiaj.. Wrażliwego,mówiącego o uczuciach z taką wrażliwością,zaangażowaniem.
-Wiesz dobrze,że nie mogę być dla Ciebie tym czego ode mnie oczekujesz...Ale nie chce Cie stracić. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Źle ulokowałeś swoje uczucia, wiem,że na pewno jest w tym część mojej winy bo czasami powinnam zachowywać się bardziej po przyjacielsku, czasami przekraczliśmy niektóre cienkie granice,ale musimy temu jakoś zaradzić.Nie zostawię tak tego.
-Chcesz mnie powiesić na haku,biczować do czasu aż sie nie odkocham?- zaśmiał sie na cały głos. No tak cały Reus,nawet w najgorszej sytuacji znajdzie coś z czego może sie pośmiać.
-Myślałam,że to poważna rozmowa..-odpowiedziałam wkurzona,popijając kolejny łyk świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego.
-Bo tak jest, po prostu nie mogę patrzeć na Ciebie jak jesteś taka przygnębiona... I to przez moją własną głupotę. Może powinniśmy po prostu 'zerwać ze sobą' ?
-Co masz na myśli? Mam nadzieję,że nic na stałe...
-Nie. Po prostu do czasu,aż jakoś ogarnę swoje uczucia,zerwiemy ze sobą kontakt. Ja naprawdę nie potrafię patrzeć na szczęście twoje i Roberta. Pomimo,że mnie również gdzieś w głębi to cieszy, to swoje już przez to wycierpiałem.
-Czyli na razie to koniec?
-Tak. Ale pamiętaj. Będę zawsze. Na razie niekoniecznie obok,ale zawsze myślami i całym sercem.-próbował wymusić z siebie krótki uśmiech,ale zraniłam go. I to bardzo. Nie wierzyłam,że całkowicie nieumyślnie można drugiemu człowiekowi wyrządzić taką krzywdę.. i to komuś takiemu jak Marco.
- Dobra. Pamiętaj, kocham Cie.-ponownie objęłam jego umieśnione, wyjątkowo spięte ciało.
-Ja Ciebie też.-wyszeptał,a ja sama nie wiedząc dlaczego krótko pocałowałam go w usta,a nie w policzek tak jak zawsze. To był pocałunek na pożegnanie. Naszczęście,nie te wieczne.
Kilka tygodni później..
Tak jak sobie z Marco obiecaliśmy żadne z nas się nie odezwało.
Oczywiście brakowało mi codziennych rozmów przez telefon,czy wspólnego picia kawy w naszej ulubionej kawiarence niedaleko Signal Iduna Park. Było ciężko,ale miałam nadzieję,że da to jakieś efekty. Naprawdę głęboko w to wierzyłam.
Każdego dnia patrząc w lustro widziałam jak bardzo jestem inna. Jak z dnia na dzień zmieniam się coraz bardziej. Po moim wyglądzie było można od razu stwierdzić,że jestem średnio w 4-5 miesiącu. Czas leciał jak szalony i sama nie wierzyłam,że zostało zaledwie kilka miesięcy,kilka tygodni aż zostanę matką. Każde kopniecie,każde danie o sobie znać tam wewnątrz mnie wywoływało na moim ciele dreszcze. Niepokoiło mnie natomiast jedno. Zachowanie Roberta. Od czasu sytuacji jaka wydarzyła się z Marco, Robert zrobił się naprawde dziwny. Początkowo nawet myślałam,że może dowiedział się o tamtej rozmowie,czy o całym tamtym zajściu,ale dowiedziałam się od Marco,że to po prostu niemożliwe,poza tym chłopcy nadal mieli świetny kontakt. Oddalaliśmy sie od siebie, to było pewne. Zaczęłam nawet podejrzewać,że może mnie zdradza,ale za każdym razem po treningu jeździł na siłownie a ptem 'na krótką przejażdżke po mieście' jak to twierdził. Ale nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam być wobec niego szczera i z nim porozmawiać.
Piątkowy wieczór, tylko my we dwoje. Leżeliśmy na bordowym narożniku wtuleni w siebie oglądając film,zupełnie jak za starych dobrych czasów. Rozbrzmiał dźwięk telefonu Roberta. Wyciągnał swojego czarnego Iphona z kieszeni i widząc napis na wyświetlaczu bez słowa wyszedł. Usiadł w ogrodzie, na tej samej ławeczce co Marco kilka tygodni temu i zawzięcie z kimś dyskutował co jakis czas przecierając twarz dłonią i mierzwiąc włosy. Był zdenerwowany, zmartwiony. Widząc,że skończył rozmowe odbiegłam od okna i powróciłam do swojej poprzedniej pozycji na kanapie. Jak gdyby nigdy nic położył sie z powrotem obok mnie,ale nie wytrzymałam.
-Robert co sie z tobą dzieje ostatnimi czasy?
-A co ma sie dziać?-spytał zdenerwowany i wiedziałam,że jego zachowanie nie jest przypadkowe.
-Nie jesteś sobą już od kilku tygodni. Po treningu nie wracasz do domu, potem popołudniami i wieczorami robisz sobie jakieś dziwne przejażdżki, oddalasz sie ode mnie.Co ja mam sobie myśleć?-mówiłam patrząc na jego spuszczoną ku dołowi głowe,po czym dodałam.-Zdradzasz mnie? Tylko szczerze.
-Nie! Nie potrafiłbym,za bardzo Cie kocham.-w końcu spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, wywołując jedynie zmieszanie.
-To co jest nie tak?
-Nie chciałem narazie tego mówić,nie chciałem psuć tego co nas spotkało. Ale...
-Ale...?
-Monika, ja jestem chory,nieuleczalnie chory....
______________________________________________________________________________
bang,bang,bang! wracam do was z kolejnym rozdziałem, nie wiem czy szybko,czy późno bo czas leci mi strasznie szybko,ale mam troche czasu z racji,że od soboty jestem strasznie chora i mam trochę czasu wolnego. To co widzicie do góry,mi sie podoba. Sama w to nie wierzę bo już dawno nie napisałam czegoś naprawde dobrego,ale mam nadzieję,że na te naprawde już ostatnie rozdziały,przekrocze ta granice i bede pisać same dobre rzeczy :) Przy okazji czasu wolnego znowu pewnie coś napisze,pokomentuję troche u was, a teraz zostawiam was z 34, enjoy!
love u all ♥